Już od dziewięciu lat Towarzystwo „J-elita” organizuje lipcowe turnusy rehabilitacyjne dla dzieci i młodzieży z NZJ nad Bałtykiem. Nad morze przyjeżdżają całe rodziny, w których ktoś zmaga się z chorobą Leśniowskiego-Crohna lub WZJG.
Każda rodzina jest tak silna, jak jej najsłabsze ogniwo. I zazwyczaj cała uwaga bliskich skupiona jest właśnie na tym „najsłabszym ogniwie”, czyli na pomocy osobie niepełnosprawnej, która z powodu choroby wymaga ponadprzeciętnej troski. Taka jest też – niejako z definicji – rola turnusu rehabilitacyjnego: wspierać osobę chorą, zapewniając jej aktywną rehabilitację z elementami wypoczynku. Na turnusach „J-elity” jednak uczymy się, że troszcząc się o chore dziecko lub niedomagających rodziców czy dziadków, zawsze powinniśmy pamiętać o pierwszej zasadzie ratowniczego katechizmu: „Dobry ratownik to żywy ratownik.” Bo tak naprawdę wszyscy – zarówno chorzy, jak również zdrowi członkowie rodzin – musimy być w dobrej formie, aby przez cały rok mieć siłę do nieustannych zmagań z przewlekłą, uciążliwą chorobą. Dlatego na turnusie organizowanym przez nasze stowarzyszenie poszczególne punkty programu dotyczą całych rodzin: przez zabiegi rehabilitacyjne i warsztaty z psychologiem poprawiamy naszą psychofizyczną sprawność; podczas spotkań integracyjnych, ognisk i dyskotek rozwijamy kompetencje społeczne, między innymi przez nawiązywanie kontaktów i rozwijanie przyjaźni; a w ramach zajęć artystycznych (plastycznych, muzycznych, tanecznych) i sportowych oraz podczas wycieczek realizujemy i rozwijamy nasze zainteresowania.
W Mrzeżynie zostały zrealizowane (i to wręcz modelowo!) wszystkie powyższe założenia, które winny przyświecać każdemu turnusowi rehabilitacyjnemu. Wartością dodaną była szczególna chemia między ludźmi, która brała się z niewymuszonej serdeczność i wszechobecnej życzliwości. W Mrzeżynie było nam ze sobą po prostu dobrze. Myślę, że równie zadowoleni z tegorocznego wypoczynku nad morzem są ci, którzy mieli apetyt na integrację, chcieli poznawać nowych ludzi, toczyć dyskusje do rana, wspólnie podziwiać zachody słońca, jeździć na grupowe wyprawy rowerowe, czy kajakowe, pałaszować w większym gronie wędzone ryby w portowych tawernach, jak i ci, którzy skłaniali się do chodzenia własnymi ścieżkami, pochłaniali w samotności tony książek i spacerowali plażą jedynie w towarzystwie kijków do nordic walking. Ścieżki jednych i drugich zawsze prędzej czy później gdzieś krzyżowały się i wynikały z tego same korzystne interakcje.
Przeżyliśmy wiele niezapomnianych chwil, za nami cały kalejdoskop kolorowych wrażeń…Energetyczny taniec jazzowy z uśmiechniętą Agatą, która cudnie połączyła pokolenia w rytmie funky; gitarowo-perkusyjno-wokalne próby u Krzysztofa, który udowodnił, że w ciągu zaledwie dwóch tygodni z tzw. wolnych elektronów można stworzyć zgrany muzyczny zespół; zajęcia z Magdą i Michałem, podczas których małe i duże dzieciaki uczyły się konstruktywnej współpracy, rozwijając przy tym własną kreatywność; sportowe turnieje w ping ponga i darta oraz gry zespołowe z Krzyśkiem i Bogdanem, w tym emocjonujący bieg z przeszkodami na plaży, podczas którego zarówno dzieci, jak i rodzice przekraczali własne możliwości i bili życiowe rekordy, rewelacyjnie się przy tym bawiąc. Był też tradycyjny konkurs na rzeźbę z piasku, po którym usłyszeliśmy wiele ochów i achów od okolicznych plażowiczów, bo wszyscy z podziwem zatrzymywali się przy naszych piaskowych smokach, krokodylach, syrenkach, warowniach i zamkach. Nigdy nie zapomnę piaskowej dziewczynki z wenflonem na szpitalnym łóżku, uśmiechniętej, bo właśnie dowiedziała się, że jest w remisji, tym bardziej, że był to…autoportret. Ogromnie wzbogacające były sesje z psycholog Martyną Głuszek-Osuch, uczyliśmy się na nich jak dbać o siebie i racjonalnie wykorzystywać swoje zasoby, oswajaliśmy temat asertywności i trenowaliśmy techniki relaksacyjne. Zastrzyk dietetycznej wiedzy zapewniła nam dr Katarzyna Bochenek – wszyscy zmagający się z nieswoistymi zapaleniami jelita bardzo sobie cenią wskazówki dotyczące codziennego żywienia. O diecie izraelskiej mało kto z nas słyszał, ale o dobrodziejstwie posiłków jak najmniej przetworzonych, przygotowywanych w domu teoretycznie wie każdy, a mało kto to stosuje.
Niezwykłym wyzwaniem okazała się pierwsza w „j-elitowej” historii gra terenowa (brawo Tamara!), która rozegrała się właściwie na obszarze całego Mrzeżyna. „Punktowi” czekali na uczestników z zadaniami nie tylko przy latarni morskiej i na plaży, ale także w kinie, przy aptece, posterunku policji i w wesołym miasteczku. Rodzinne drużyny rozwiązując kolejne łamigłówki rywalizowały między sobą, walcząc równocześnie z żywiołem, bo woda z nieba lała się tego popołudnia wręcz wiadrami. Cóż, trzeba przyznać, że pogoda nas nie rozpieszczała – dni plażowych naliczyliśmy zaledwie kilka. I choć niektórzy z żalem zerkali na basen przy ośrodku, w którym woda była równie lodowata co w Bałtyku, choć momentami i tak cieplejsza od temperatury powietrza, to opuszczaliśmy Mrzeżyno z głębokim przekonaniem, że dobre wakacje tak naprawdę zależą nie od pogody, ale od ludzi, z którymi dzielimy czas. Zresztą gdyby zebrać wszystkie nasze aktywności: zabiegi, warsztaty, animacje, spotkania, wycieczki, to właściwie na kąpiele morskie i słoneczne chyba i tak zabrakłoby nam już czasu. A te wszystkie niekończące się rozmowy, żarty, wspólne spacery, gry w planszówki i szachy, kosmetyczne metamorfozy to absolutnie bezcenne doświadczenie bycia we wspólnocie. Wiadomo, co człowiek to inna historia, a z wielu ludzkich historii rodzi się uniwersalne doświadczenie. Gdzie indziej trudno by było o taki poziom empatii, zrozumienia i serdecznego wsparcia, tu każda dobra rada nie była jakimś wymądrzaniem się, ale autentycznie płynęła z serca i to się czuło.
Relacjonując przebieg turnusu mogłabym bardziej skupić się na organizacyjnych detalach, ale tak naprawdę to właśnie doświadczenie międzyludzkich bliskich relacji wydaje mi się czymś najistotniejszym, najbardziej godnym uwagi, wartościowym, magicznym, z tym wyjechaliśmy do domu i z tego będziemy czerpać energię podczas kolejnych miesięcy. Bez dobrej organizacji trudno pewnie byłoby o takie meta i mega wrażenia. Dlatego ogromne podziękowanie dla wszystkich, którzy tak fantastycznie przygotowali tegoroczny turnus i każdego dnia dbali o dobry, pogodny nastrój wbrew meteorologicznej pogodzie i chorobowych doświadczeń, z którym każdy z nas przyjechał do Mrzeżyna. Ten pozytywny klimat to przede wszystkim zasługa Agnieszki Gołębiewskiej, a także wszystkich wolontariuszy. Cała ekipa, w tym gastrolog, psycholog, pielęgniarki, animatorzy, stanęła na wysokości zadania, wcale przecież niełatwego. W efekcie ich starań dzieci wróciły do domu w dobrej kondycji, wypoczęte i uśmiechnięte; z medalami, dyplomami, z nowymi pasjami, dumne ze swoich talentów i osiągnięć. Przekonane, że pomimo choroby, można ciekawie żyć, mieć fajnych przyjaciół i cieszyć się dobrymi chwilami. Wiem, że wiele z nich zaraz po turnusie miało umówione wizyty u swoich lekarzy, zaplanowane różne specjalistyczne konsultacje i hospitalizacje. Ale wierzę, że ta nieunikniona, często przykra codzienność nie zatrze dobrych wspomnień z Mrzeżyna. Przeciwnie – te radosne chwile będą ich i naszą siłą.
Anita Michalik, mama Igi
*Turnus rehabilitacyjny zorganizowany przez „J-elitę” odbył się w Ośrodku Wypoczynkowym Piramida w Mrzeżynie w dniach 30.06-15.07.2017r. Na kolejny zapraszamy za rok. Uczestnictwo w turnusach rehabilitacyjnych jest płatne, jednak uczestnicy mogą ubiegać się o dofinansowanie ze środków z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Warto o tym pomyśleć już z początkiem kalendarzowego roku i złożyć stosowny wniosek.