Przejdź do treści

CUDaki w czasach zarazy. Co robimy w kwarantannie?

Sport i rekreacja, czytanie, pielęgnowanie roślin oraz spełnianie kulinarnych zachcianek w bezpiecznych warunkach domowych – CUDaki znalazły sposób na przetrwanie w kwarantannie. I nie dają się epidemii!

O przymusowy pobyt w domu zapytaliśmy na Facebooku w czasie największych obostrzeń sanitarnych, kiedy można było wychodzić tylko w ważnych sprawach życiowych, zawieszono zajęcia w szkołach i na uczelniach, a ci, którzy mogli, pracowali zdalnie. Okazało się, że chorzy na nieswoiste zapalenia jelit dzielnie znoszą kwarantannę. Niektórzy ją sobie nawet chwalą!

Arvi czuje się jakby był zdrowy. – Prawie od dwóch miesięcy mam spokój. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nikt mnie nie wyciąga do knajpy, kina, na koncert, przejażdżkę, zakupy czy spacer, więc nie muszę dostosowywać diety do ewentualnego wyjścia, by – niczym komandos szukający drogi ewakuacji – musieć lustrować wszystkich lokalizacji w poszukiwaniu najbliższego tronu – tłumaczy. – Jem, co chcę, sypiam, kiedy chcę… i o konsekwencjach wiem tylko ja i moja, pełniąca obowiązki żony, partnerka.

Magda, sekretarz zarządu głównego „J-elity”, stara się być aktywna fizycznie. W czasie największych obostrzeń dwa-trzy razy w tygodniu uprawiała jogę uczestnicząc w zajęciach on-line i ćwiczyła na rowerku stacjonarnym. Od otwarcia parków jeździ też na rolkach. – Gdy tylko świeci słońce, biorę po pracy książkę i przez minimum półtorej godziny czytam na balkonie, tak by dostarczyć sobie witaminy D – mówi. – Lubimy też wspólnie z mężem grać w gry planszowe ze znajomymi na specjalnym portalu internetowym. A brak kontaktów towarzyskich z przyjaciółmi nadrabiamy dwa razy w tygodniu łącząc się na wideo przez Messengera.

Czas kwarantanny pozwala Magdzie przetrwać również praca, zarówno zawodowa, wykonywana zdalnie, jak i społeczna: dla „J-elity” oraz Europejskiej Federacji Crohna i Colitis Ulcerosa (EFCCA).

– Okres pandemii, w szczególności jej początek, gdy w środowisku chorych na NZJ panowały niepewność, lęk i zagubienie, był dla nas czasem bardzo intensywnej pracy. Teraz jest już spokojniej, miejmy nadzieję, że pomału wszystko zacznie wracać do normalności – mówi Magda.

– A ja piekę bułeczki, kajzerki, a dziś drożdżówki z serem – do dyskusji dołącza Katarzyna. – Wymyślam różne dania obiadowe. Dużo czytam i dużo jestem z moimi dziećmi. Początki kwarantanny były trudne, dokuczał mi strach i ataki paniki, z objawami koronawirusa. Ale pokonałam to. Pracuję zdalnie, dzieci się uczą. Ogarnął nas spokój.

Pani Sabina choruje od dwudziestu pięciu lat, dwa lata temu skończyła terapię biologiczną, która jej pomogła. Jest muzykiem i koncerty są dla niej bardzo stresujące ze względu na niemożność skorzystania z toalety w konkretnym momencie. – Teraz pracuję sporadycznie i tylko w domu, w związku z tym pozwalam sobie na zaspokajanie zachcianek, o których marzyłam od wielu lat: surówki, za którymi przepadam, a odmawianie ich sobie zawsze mnie dużo kosztuje, kawa z mlekiem – pisze. – Korzystam więc z tego darowanego czasu, odpoczywając, haftując, szyjąc maseczki, zajmując się ogródkiem, co daje mi dużo relaksu. Jedyne, czego mi brakuje, to możliwości spotykania się z pięciomiesięcznym wnusiem.

Ilona zmaga się z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego od dziesięciu lat, od dwóch miesięcy cieszy się remisją. – Nie wiem, ile potrwa ten cudny czas, dlatego staram się go wykorzystać jak najlepiej. Podczas pobytu w domu z powodu epidemii, postawiłam na sport i aktywność. Biegam, kiedy jest to możliwe, ćwiczę, jeżdżę na rowerze i chodzę na długie spacery z moim pupilem. Jednym słowem „normalne życie”, na które podczas zaostrzenia nie mogę sobie pozwolić – chwali się Ilona. – Dodatkowo przeczytałam kilka książek, do których z braku czasu nie mogłam przysiąść.

Anita razem z córką Igą i rodziną spędzają razem jeszcze więcej czasu niż zazwyczaj. Sprzyja to integracji, budowaniu bliskości, ale także czasami prowadzi do zgrzytów. – Żeby było ich jak najmniej dużo spacerujemy, postanowiliśmy nawet zostać „turystami we własnym mieście”, a poszukując odludnych miejsc, odkrywamy różne nowe peryferyjne zakamarki, podziwiamy podkrakowskie piękne łąki, pola, lasy. To nasz sposób na relaks, rozładowanie napięcia i trzymanie dobrej formy – psychicznej i fizycznej.

W czasie kwarantanny Iga z pomocą taty założyła firmę, dzięki czemu rękodzieło, które wytwarzała wcześniej na niedużą skalę trafia teraz do większości europejskich krajów, a nawet na inne kontynenty. – Staramy się, żeby to był twórczy i dobry czas – podsumowuje Anita.

Szymon pracuje zdalnie i zabrał się za remont mieszkania. Kasi praca w domu i unikanie ludzi nie przeszkadza. Dużo gotuje, upiekła nawet pierwsze w życiu ciastka i bułki. Na początku epidemii była zaniepokojona, ponieważ bierze leki immunosupresyjne. – Były chwile załamania i strachu – wspomina. Potem zaczęły się pojawiać wiadomości, artykuły, które mnie nieco uspokoiły. Niestety, przez pandemię przepadła mi wizyta u lekarza. Bałam się iść do przychodni.

Dla niektórych z nas kwarantanna stoi pod znakiem nasilenia się objawów choroby.

– Jestem CUdakiem od 13 lat, podłamała mnie izolacja od przyjaciół i niemożność wyjścia do lasu przed Świętami Wielkanocnymi, efektem czego było ostre zapalenie – relacjonuje Agnieszka. – Na święta wylądowałam na dwanaście dni w szpitalu. Już jestem wyrównana i w domu, lepiej się czuję, ale strach pomyśleć, co by było, gdyby moja gastrolog nie pracowała na oddziale wewnętrznym i mnie nie przyjęła.

Joanna, która jest „w paskudnym zaostrzeniu” stara się dużo czytać, gotuje mężowi wymyślne obiady i zajmuje się balkonem. – Sadzenie i sianie kwiatów i ziół odstresowuje i daje dużo radości. A potem obserwowanie jak rosną. No i pszczółki przylatują!

Sylwia od połowy marca jest na zwolnieniu z powodu zaostrzenia. Jakby tego było mało, podczas spaceru z psem złamała nogę. – Ogólnie to dużo śpię, bawię się z psem, uprawiam zioła na parapecie, zastanawiam się nad wykończeniem mieszkania. Nie czytam, bo nie mogę się skupić – zwierza się.

Patrycja ma zaostrzenie, ale boi się pójść do lekarza z powodu leczenia immunosupresyjnego. – Jak sobie radzę? Oszczędzam się bardzo. Rzadko opuszczam mieszkanie, bo nie wiadomo kiedy dopadnie mnie potrzeba pójścia do toalety. Szykuję się też na powrót do diety przemysłowej. Ona na pewno złagodzi zaostrzenie. Już to przetestowałam.

Magda, która jest również w zaostrzeniu, namawia Patrycję do konsultacji telefonicznej z lekarzem. – Ja również mam zaostrzenie… I to spore. Lekarz nie wysłał mnie do szpitala, jedynie przepisał większą dawkę sterydów i mam nadzieję, że przestanę się męczyć. Warto się skontaktować – przekonuje.

Jacek Hołub

­­

Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim!