Mój przypadek - poszuję lekarza z Rzeszowa lub okolic

Moderatorzy: Anette28, Moderatorzy

Zablokowany
d_rzeszow
Debiutant ✽
Posty: 7
Rejestracja: 18 maja 2013, 04:57
Choroba: nie ustalono
województwo: podkarpackie
Lokalizacja: Rzeszów

Mój przypadek - poszuję lekarza z Rzeszowa lub okolic

Post autor: d_rzeszow » 18 maja 2013, 06:25

Cześć wszystkim,

Nie wiem czy dobry dział, jeżeli nie, proszę o przeniesienie.

Mój problem opiszę krótko poniżej, na samym początku chcę jednak zapytać o najważniejsze dla mnie -> czy ktoś z Was pochodzi z Rzeszowa/okolic i jest w stanie polecić dobrego lekarza, który odpowiednio zdiagnozuje wszystko, a jednocześnie nie ma do niego kolejki na kolejny miesiąc czekania? Nie przeszkadza mi lekarz prywatny, ale zapewne niedługo będę miał przeprowadzaną kolonoskopię (w końcu trzeba coś zrobić), a gdzieś znalazłem, że prywatnie 500zł za coś takiego. Nie wiem czy można iść prywatnie do lekarza, a takie badania mieć z "publicznych" pieniędzy (na które sam łóżę przecież). W ogóle się nie znam na lekarzach. Nigdy na nic nie chorowałem.

A teraz opiszę, co mi jest - być może ktoś z Was coś takiego przechodził i da mi jakieś informacje (motywujące [duchowo, albo do badań, albo cokolwiek, demotywujące, jakiekolwiek). Zaczęło się nagle. Nigdy na nic w zasadzie nie chorowałem, u lekarza nie wiem jak się zachować (gdzie jakie okienko, jakie papiery potrzebne), bo po prostu tam nie chodziłem. Pracuję, jako programista, więc praca siedząca, po godzinach zazwyczaj też pracuję (już w domu). Ruchu znikome ilości. Jedzenie - co mi do głowy przyjdzie, głównie takie rzeczy, żeby się nie napracować (kiedyś: maniakalnie parówki, potem warzywa na patelnię z kawałkiem mięsa z kurczaka, czasem miałem czas na płatki z mlekiem), dosyć często zamawiam gotowe obiady (aktualnie takie bardziej zbliżone do domowych, tj. mięso w różny sposób przygotowywane, do tego ziemniaki i surówka, oraz zupa - w poprzednich firmach (2 lata temu i dawniej) to raczej pizze, jedzenie od chińczyków). Mój organizm nigdy nie miał jednak z takim życiem problemów.
Półtora miesiąca temu jakieś dwa dni miałem może takie uczucie niepełnego wypróżnienia. Nic przyciągającego uwagę, czasem się zdarzyć mogło. Trzeciego dnia - totalna blokada. Czuję potrzebę, ale absolutnie nie ma opcji, żebym coś wydalił, tak jakby tam "trochę wyżej" w jelitach się zablokowało. To było zupełnie dziwne. O ile brak efektów w ubikacji zdarzał się może raz na miesiąc - to tutaj miałem uczucie dziwnej blokady. Zmartwiło mnie to. Z niewiadomego powodu nagle wszędzie zbiegały się informacje o stomii. W serialach, w portalach informacyjnych wielokrotnie w newsach jakieś opisy. Miałem koleżankę z prawdopodobnie nowotworem jelit. Nie wiem, nigdy nie pytałem aż tak szczegółowo (tj. może bym wiedział, gdyby nie to, że widziałem ją ok 6 razy w życiu, reszta to internet). Miała coś wycięte w jelitach "od zawsze". Rok temu na wakacjach po jakimś ataku zrobili jej stomię. Tydzień potem zmarła. Ten zbiór informacji i nagle coś dziwnego u mnie - od razu myśli o najgorszym. Ja? Chory? Przecież jestem nieśmiertelny (tak to wygląda z mojej perspektywy wiecznie zdrowego, bez wypadków).
Sięgnąłem po Xennę jakoś odruchowo, pierwszy raz w życiu. Spodziewałem sie ładnego wypróżnienia rano, tak jak pisało na internecie. Nope. Coś mi się tam udawało z siebie wyciskać, przerzuciłem się na płatki z mlekiem jako produkt lekkostrawny. W końcu "puściło", zdecydowanie niezbity kał wydaliłem w dużych (zaległych) ilościach. Super, ulga. Tylko cały czas czułem jakby podczas parcia - uwialniało się to ze mnie gdzieś delikatnie wyżej, a przez samą odbytnicę przechodziło już bez problemów. Jakoś przeżyłem tak 2 tygodnie, jedząc zdecydowanie mniej, żrąc od cholery błonnika, czasem biorąc Xennę, która moim zdaniem nie dawała żadnych efektów.
Poszedłem do lekarza rodzinnego. Nabawiłem się w międzyczasie hemoroidów, wtedy jeszcze o nich nie wiedziałem. Czułem też jakby większy zacisk przy samym odbycie. Sądziłem, że to to jest przyczyną tego wszystkiego. Lekarz rodzinny pomacał mnie po jelitach przez brzuch, stwierdziła, że słyszy ruchy perystaltyczne, że będzie ok, dała mi Duphalac (syrop przeczyszczający). Kazała stosować nawet przez 3 tygodnie. Jak nie przejdzie po 2 to będzie mnie kierować do gastrologa czy coś (tu zapewne by wchodziło czekanie). Oki. W domu (po wizycie u lekarza rano) dalej ten sam efekt blokady, wieczorem jednak wyszedłem z domu, czułem dziwną megapotliwość w pośladkach, gdy dotarłem do domu od razu do łazienki - przeczyściło mnie konkretnie. Myślałem, że to po wszystkim, pozażywam tego syropu, aż przejdzie. Kolejne dni jednak nie były takie kolorowe, bo Duphalac zdawał się nie działać już więcej poza tym jednym razem. Kał zawsze oddawałem w formie płynnej, zawsze czułem go jako "uwalniany" nie bezpośrednio przy odbycie. Jadłem mniej. Schudłem przez 4 tygodnie jakieś 3kg. Z tym, że ostatni rok zrzuciłem ok 10kg (ograniczając po prostu złe produkty, żadnych ćwiczeń, ale też absolutnie żadnych głodówek). Więc z moich 74kg zrobiło się 71kg. Przy wzroście 186cm. Kiedyś się cieszyłem ze spadającej wagi (brzuch nie wyglądał fajnie), w tym momencie przestałem. Szczególnie przypominając sobie moją koleżankę wyżej wspomnianą - same kości (mało jadła tak naprawdę, ale w tym dużo słodyczy itd - z tego co wiem po prostu tycie jej nie groziło). 1 maja, po bodajże dniu bez efektu w ubikacji (btw: nigdy (do teraz!) nie było tak, żebym dłużej niż 1 dzień nie oddał czegokolwiek), wciąż na Duphalacu (ok. tydzień stosowany), nie mogłem się dalej wypróżnić (to było coraz trudniejsze z dnia na dzień). Czułem potrzebę - a tego dnia wylewała się ze mnie woda (praktycznie czysta) i pod koniec może delikatne coś brązowego koloru w znikomych ilościach (przepraszam za wchodzenie w szczegóły). Aha - od czasów dolegliwości stolec zawsze był jaśniejszego koloru niż zazwyczaj, w najlepszym przypadku "papkowaty", nigdy uformowany. Do tej pory pozbyłem się hemoroidów i ucisku odbytu - to jednak nie pomogło. 1 maja będąc całkiem przerażony z powodu naczytania się o niedrożności jelit - wybrałem się na pogotowie. Miałem też lekką gorączkę i ok 130 uderzeń na minutę serca. Możliwe, że ze stresu.
Facet przyjmujący mnie po częściowym wysłuchaniu mnie stwierdził, że to na pewno nie jest niedrożność. Zapewne wynikało to z braku jakiegokolwiek bólu brzucha, jakichkolwiek odruchów wymiotnych. Wysłał mnie do jakiegoś ratownictwa świątecznego. Tam kobieta też podotykała po jelitach, posłuchała, zmierzyła ciśnienie (w normie). Stwierdziła, że to efekt Duphalacu, kazała odstawić, a na wzdęcia, które mi towarzyszyły - kazała brać Espumisan. Ok.
Kolejnego dnia - wielka ulga. Z samego rana przyszło wypróżnienie, stolec papkowaty, na moje oko - wyraźnie ciemniejszy niż do tej pory (chyba nawet ciemniejszy jak przed problemami). Od tej pory przez jakieś 5 dni zdawało się cudownie przechodzić. Uspokojony, że po prostu rozregulowałem sobie do tej pory pracę jelit - wypróżniałem się w zasadzie raz dziennie - budząc się samoczynnie ok. 5 rano, pierwsza wizyta bez efektu, po 10-15 minutach ponownie - pozbywając się wszystkiego. Piątego dnia oddałem częściowo papkowaty, a potem uformowany stolec. Ciemniejszy kolor trwał dzień, dwa. Krwi nie zaobserwowałem, śluzu czy innych niespodzianek także. Piątego dnia nawet w pracy, koło 15 godziny udało mi się (niedużo) oddać stolca drugi raz tego dnia, nie było to idealnie "jak zawsze", ale nie był szczególnie ołówkowaty (co tam się zdarzało z początku). Przestałem też czuć tę jakby blokadę gdzieś wyżej. Szóstego dnia po odstawieniu Duphalacu - już był mniej ciekawie. Rano stolec ołówkowaty, niepełne wypróżnienie. Poszedłem do lekarza - chirurga (prywatnie). Podobno dobrze się zna na przewodzie pokarmowym. Chciałem też, żeby ktoś może w końcu zrobił coś więcej niż zapisać lek bez racepty i coś pomruczeć. W końcu trwało to już 1,5 miesiąca. Cały czas dokuczały mi wielkie wzdęcia. Choć lekarz był miły, to potraktował mnie podobnie jak pozostali - zapisał byle co (No-spa Forte - żeby rozkurczało jelita), ale zbadał per rectum (chyba nic nie wyczuł, skoro nic nie wspomniał) i powiedział, żeby wrócić za 2 tygodnie do niego (tamte Panie mnie mogły dalej pokierować publicznie, więc byłoby więcej czekania zapewne). Idę w poniedziałek swoją drogą.
Tu wtrącę coś o czym zapomniałem wcześniej - cały czas, od kiedy mam te zaparcia - mam też zdecydowany problem z oddawaniem gazów - jak już się uda (mocne parcie) - to zawsze, hm.. głośno słychać. Dawniej uchodziło to ze mnie bez problemów i po cichu.
Okej, schudłem sobie już do 69,5kg (wciąż mniej jem), po ostatniej wizycie u lekarza było gorzej i gorzej (stopniowo), ani przez chwilę całego tego chorowania nie czułem, żeby jakiekolwiek znaczenie miało to, co zjadłem, czy brałem ten Duphalac (raz zdaje się zadziałał, albo to przypadek) czy No-spę czy Xennę. 4 dni temu był taki najcięższy dzień. Oczekiwałem podobnie jak 1 maja - nastąpienia po nim ulgi. Faktycznie, coś takiego nastąpiło, było zdecydowanie łatwiej się wypróżnić, cały czas - najlepiej rano. Budzę się zazwyczaj koło 4-5 (ale też dlatego, że mam jasno w pokoju, a nie umiem tak spać). Wciąż nic nie boli. 3 dni temu - rano poszedłem oddać próbkę kału do badań na krew utajoną. Stolec był jasny oczywiście, co przy rozmowie z Panią z laboratorium mnie też ucieszyło, bo krew wywołuje stolec ciemny. Tego dnia złapał mnie ogromny ból głowy. Ogólnie czuję się bardziej zmęczony (zapewne przez te pobudki rano), ale głowa nie bolała. Bezmyślnie wziąłem od kumpla Ketonal (poczęstował mnie tym jak pytałem o jakąś tabletkę). Nie wiem dlaczego. Ale wiedziałem, że jeżeli jelitom jest coś poważnego to mogą się nie ucieszyć. Ból przeszedł, zmęczenie nie (ale podobno tak może być po tym leku). Wynik na krew utajoną - negatywny. Ulga. Wczoraj z rana było super - przeszło w miarę łatwo, w rzadkiej konsystencji, ale znowu pojawił się ciemny stolec (tu się obawiam, że może dzień później i test by coś wykazał?). Dziś w nocy się obudziłem - z dziwnym uczuciem w jelitach (takiej.. zamuły) i gdy się podniosłem - naszedł mnie lekki odruch wymiotny (jednorazowo). Poczułem, że do ubikacji nie mam ochoty jeszcze iść, ale wstałem, bo odruch wymiotny mnie przeraził. Oddałem z trudnem trochę ołówkowatego stolca, ciemnego (ale kurczę, ciężko mi powiedzieć czy ciemniejszego niż "zawsze" - nigdy nie prowadziłem wnikliwych obserwacji). Aha - przedwczoraj i wczoraj jadłem w dużych ilościach winogrono (nie białe, tylko fioletowe, te duże ze sklepu). Może to to tak robi?
No dobra, wróciłem z ubikacji i przegrzebuję znowu internet. Trafiłem na to forum i kończę pisać posta. Nie śpię już 2 godziny, zaraz wracam do łóżka, muszę w końcu odespać (zazwyczaj śpię ok 6 godzin, zwykle mi to wystarcza, ostatnio - nie - dziś póki co ok. 3h spałem).
Co jeszcze chciałem dodać do tej całości - zrobiły mi się w ustach dwie afty. Z tym, że wcześniej solidnie przegryzłem się w policzek. A mam skłonność do aft, zwłaszcza po owocach kupowanych ze sklepu (a już szczególnie pomarańcza - nie jem tego nawet, bo ZAWSZE po nich mam afty). Afty jednak mogą być dodatkowym objawem zapalenia jelit z tego, co wiem. Od jakiegoś czasu wydaje mi się, że mam nieprzyjemniejszy niż zawsze zapach z ust oraz lekki biały nalot na języku (żadna przesada chyba, wydaje mi się, że od zawsze tak mam).
W tym wszystkim dziwi mnie też fakt, że całość występuje jako zaparcia (a wypróżnienia się w dość rzadkiej konsystencji znowu). Wszelkie poważniejsze problemy z tego co wyczytałem objawiają się w postaci biegunek, nie zaparć. Wciąż więc mam nadzieję, że jakoś to wyleczę i nigdy do tego nie wrócę. Staram się poświęcić godzinę dziennie na spacery (niestety, mało towarzystwa mam ostatnio, a samemu się po prostu nie chce szwędać), ciężko mi określić czy widzę pomoc w ruchu (ale ruch raczej nie zaszkodzi).

Dziś postaram się zrobić badania krwi - żeby zbadać ilość żelaza. Parę dni temu nie wiedziałem jakie badania mogę zrobić, żeby były przydatne lekarzowi.

Mam wrażenie jednak, że na dłuższą metę chirurg to nie będzie to, czego potrzebuję. Z tego co widzę, osoby chorujące na CU i podobne - mają swoich zaufanych i przyjaznych lekarzy - takiego chciałbym znaleźć w Rzeszowie. I chwała mu jak mnie przyjmie od ręki i porządnie wybada - bo z tym chyba nie powinienem już dłużej czekać. Dobija już 2 miesiące zaparć.

Jeżeli doczytałeś/aś aż tu - dziękuję serdecznie! W tekst powstawiałem pogrubienia - tak, żeby lepiej się czytało, żeby nie była to jedna bryła tekstu. Potrzebowałem się wygadać, trochę tekstu naprodukowałem. Jeżeli masz jakieś cenne wskazówki - czekam na Twojego posta.

Pozdrawiam wszystkich.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez d_rzeszow, łącznie zmieniany 2 razy.

Xblockmove_38

Re: Mój przypadek - poszuję lekarza z Rzeszowa lub okolic

Post autor: Xblockmove_38 » 27 lut 2014, 02:55

zgadam sie, ale najlepszym lekiem jest rutinoskorbin :]

Zablokowany

Wróć do „podkarpackie”