Otóż to. Dokładnie tak jak napisałaś. Moja mama daleka jest od panikowania i dorabiania ideologii do realnego i pozbawionego emocjonalnych fanaberii FATALNEGO samopoczucia. I tak robi co może, żeby nie dać się chorobie, ale jak długo można?alex0101 pisze:Też miałam taki etap w swojej chorobie, że wyłączyło mnie na mniej więcej dwa lata i nie wychodziłam zupełnie z domu. Wszyscy lekarze radzili tylko udanie się do psychologa zwalając wszystko na moją podobno słabą psychikę. Nie miało to zupełnie nic do rzeczy. Doskonale Cię rozumiem i potrafię się wczuć w sytuację Twojej mamy. Wiem jak to jest, gdy człowiek ledwo stoi na nogach, gdy tylko wchodziłam do gabinetu lekarza kładłam się u niego albo wychodziłam w połowie wizyty, bo nie miałam siły dotrwać do końca, szłam się położyć w samochodzie, a moi rodzice słuchali do końca. Podsumowując jednak, do nikogo się nie udawałam w sprawie mojej głowy i jakoś postawiłam się na nogi, zdałam maturę i studiuję. Wydaje mi się, że to taka wymówka lekarzy jak nie wiedzą dokładnie co się dzieje, zawsze można zwalić na psychikę, bo wiadomo, to ciężko zbadać.
Gdzie się dokładnie leczy teraz Twoja mama ? Na Kopernika ? Też jestem z Krakowa, może mogłabym coś podpowiedzieć.
Owszem, Kopernika jest tematem przerobionym, ale niczego dobrego nie mogę napisać w tej kwestii. Odnoszę wrażenie graniczące z przeświadczeniem, że placówki podlegające pod NFZ zadowolone są w zupełności nie z tego, że pacjent dobrze się czuje i jest zdrowy, ale że w ogóle jeszcze żyje. Mniejsza już o to JAK żyje i JAK się czuje. Dramat.
Zakładając tutaj wątek liczyłem na zdobycie namiaru na solidnego lekarza, któremu motto: Salus aegroti suprema lex nigdy nie przestało być obce.