sorki za chwilę OTtopost pisze:mając 40 lat zaczynam się czuć jak schorowany emeryt ... trudno być optymistą
U mnie w wieku 40 lat, pomimo choroby wszystko chciałem mieć pod kontrolą.
Ważniejsza była praca, kasa bo takie były potrzeby, byłem pracocholikiem.
A już za chwile wszystko się posypało, operacje, szpitale,i wszystko poszło w odstawkę.
Trzeba było zmienic priorytety, straciłem finansowo że aż strach, trzeba było wszystko od nowa organizować. I niby jakoś się dało to poskładać, by kilka lat później zostać "zawodowym" rencistą ZUS.Zawodowym, bo ZUS na wszystko chce papiery, czyli latać i umawiac wizyty u lekarzy badać, zwiedzać szpitale by coś pokaząć na następnej komisji.Szaleństwo..brak słów.
Zdiagnozowano kilkanaście jednostek chorobowych, co jedna to ...ech..z onkologiem włącznie.
Ale mając te 40 lat zacząłem się uczyć żyć na nowo..
Nauczyłem się gotować, piec, dużo o jedzeniu, dobrym odżywianiu i inne ..
w podsumowaniu:
40 lat to najpiękniejszy wiek i naprawdę szkoda czasu na rozpamiętywanie wszystkiego.
Trzeba żyć, zdać sobie sprawę że są pewne ograniczenia, ale one nie mogą decydować o nastęnych latach do przeżycia.Leczyć się, ale nie zrobić z tego "centrum" wokół którego się wszystko kręci.
Każdy lekarz znajdzie jakąś chorobę, podobne jak każdy producent leków wmówi klientom poważne choroby.
Od nas zaś zależy czy będziemy żyć żeby żyć i się leczyć, czy z żyć by cos przeżyć
czyli z umiarem do wszystkiego..do chorób też.