Choroba a rozwój duchowy

Pytania i odpowiedzi na temat wiary, moralności oraz etyki.

Moderatorzy: Anette28, Moderatorzy

ODPOWIEDZ
marcin87
Początkujący ✽✽
Posty: 281
Rejestracja: 23 paź 2008, 22:29
Choroba: CU
województwo: mazowieckie
Lokalizacja: Warszawa

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: marcin87 » 22 gru 2011, 22:22

No to jest Bóg czy nie ma, według ciebie, bo gubisz się w zeznaniach?

Unknown
Początkujący ✽✽
Posty: 441
Rejestracja: 29 sie 2008, 23:08
Choroba: CU
województwo: łódzkie
Lokalizacja: ...

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: Unknown » 22 gru 2011, 22:41

Corleone pisze: Przede wszystkim zrozumiałem, że nie ma jakiegoś "Pana Boga", który zsyła na kogoś choroby, ocenia nas. Gdyby istniał "Pan Bóg" musiałby być okrutny lub niedoskonały.
Corleone, a dlaczego uważasz, że ''choroby'' i ''ocenianie'' (tutaj nie bardzo rozumiem, o jaki rodzaj osądu chodzi) przemawiają za niedoskonałością Boga? :)

Równie dobrze można by powiedzieć, że do Boga, który jest istotą najdoskonalszą, nie można przyrównywać żadnych innych bytów, zwłaszcza jeśli uznamy, że jest on ich przyczyną sprawczą, bo wtedy Bóg nie byłby już tym najdoskonalszym ;) Równie dobrze istnienie zła można by uznać za przejaw wolności a nie okrucieństwa etc. ;)
How does it feel
To be on your own
With no direction home
Like a complete unknown
Like a rolling stone?

Unknown
Początkujący ✽✽
Posty: 441
Rejestracja: 29 sie 2008, 23:08
Choroba: CU
województwo: łódzkie
Lokalizacja: ...

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: Unknown » 22 gru 2011, 23:08

magdalene pisze:Niniejszym Wam na przyszłość powiadam, aby (po-)Świąteczny Spokój panował w tym wątku...
To ja powiem, tak z wyprzedzeniem, że jeśli o mnie chodzi, to po prostu spodobał mi się filozoficzny temat i tyle :)
How does it feel
To be on your own
With no direction home
Like a complete unknown
Like a rolling stone?

Unknown
Początkujący ✽✽
Posty: 441
Rejestracja: 29 sie 2008, 23:08
Choroba: CU
województwo: łódzkie
Lokalizacja: ...

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: Unknown » 22 gru 2011, 23:24

No ale to nie zmienia faktu, że wówczas człowiek byłby w pełni doskonały - byłby na równi z Bogiem. A przecież jego choroby czy ułomności nie podważają tego, że w hierarchii stworzeń i tak jest najwyżej.
Corleone pisze:Zakładając ten wątek liczyłem, że wpiszą się osoby, którym choroba pomogła zauważyć pewne sprawy i rozwijać się duchowo, a nie będzie to dyskusja o religii jako takiej bo to może się przerodzić znowu w jakąś kłótnię
Jakiś czas temu dopadło mnie coś, co wyglądało na początek zaostrzenia. Przypomniałam sobie z jak ogromnych tarapatów szkolno-rodzinno-zdrowotnych musiałam wyjść ponad dwa lata temu i uświadomiłam sobie, że życie mam jedno i muszę je brać takim, jakie jest. Może trywialne to bardzo i naiwne, ale trochę pomaga, zwłaszcza że mam skłonności do niepotrzebnego obwiniania się za różne rzeczy oraz idealiozwania innych.
How does it feel
To be on your own
With no direction home
Like a complete unknown
Like a rolling stone?

Unknown
Początkujący ✽✽
Posty: 441
Rejestracja: 29 sie 2008, 23:08
Choroba: CU
województwo: łódzkie
Lokalizacja: ...

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: Unknown » 23 gru 2011, 14:06

Corleone pisze:Kiedy człowiek byłby w pełni doskonały i na równi z Bogiem? Nie wiem czy dobrze zrozumiałem Twój wpis ale jeśli piszesz, że byłby taki gdyby nie było chorób to ja odpowiadam, że nie byłby. Są przecież ludzie zdrowi całe życie i nie są oni wcale doskonali ani na równi z Bogiem.
Racja - mógłby być doskonały :) Poprzedni post napisałam abstrahując zupełnie od pozostałych ''własności'' człowieka. Głównie dlatego, że na początku dyskusji skupiliśmy się na kwestii choroby i tego, że jej sprawcą jest (?) doskonały Bóg. Nie uważam wcale, że zdrowie fizyczne = doskonałość bezwzględna.
How does it feel
To be on your own
With no direction home
Like a complete unknown
Like a rolling stone?

Awatar użytkownika
tom-as
Ekspert ✿✿
Posty: 6438
Rejestracja: 22 lut 2006, 14:49
Choroba: CD
województwo: śląskie
Lokalizacja: Oberschlesien / Las

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: tom-as » 23 gru 2011, 14:46

Corleone pisze:są dwie możliwości. Świat albo istniał zawsze i to jest nie do ogarnięcia dla ludzkiego umysłu (czas nie istnieje, jest tylko takim samym ograniczeniem jak nasze ciało) albo kiedyś nie było nic i w pewnym momencie powstał świat. Ja jestem prawie pewien tej pierwszej opcji.
no to skoro pewien to.. udowodnij? :P
wiadomo, że wszechświat jest, rozszerza się i chyba nawet są jakieś tam znane przybliżone jego granice nazwijmy to "na chwilę obecną". I tak właściwie to nikt nie ma pojęcia jak to się stało, że teraz jest tak a nie inaczej. Jednak to mnie zaciekawiło, że skoro twierdzisz, że jesteś pewien, że istniało to wszystko od zawsze to jak w tej teorii tłumaczy się to, że się jednak rozszerza. a kiedy zaczął? a od jakiego miejsca? a...? dużo tych a , ale jak takie coś tłumaczysz? :-)
Corleone pisze:Jeśli organizmy ewoluują przypadkowo to dlaczego nie ma ogniw pośrednich między człowiekiem a małpą
jako bardziej ciekawostkę powiem, że bardziej mi pasuję teoria że człowiek i małpa mają wspolnego przodka a nie jeden przeszedł w drugi. Wspólny przodek jakoś mi bardziej pasuje. Jedna cześć wlazła na drzewa a druga cześć poszła przed siebie sprawdzić co jest za wydmami :-)

Awatar użytkownika
Natuśka
Ekspert ✿✿
Posty: 5135
Rejestracja: 29 kwie 2009, 12:58
Choroba: CD
województwo: małopolskie
miasto: Kraków
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: Natuśka » 24 gru 2011, 02:21

Bardzo lubię takie tematy :smile:
Corleone pisze:Zakładając ten wątek liczyłem, że wpiszą się osoby, którym choroba pomogła zauważyć pewne sprawy i rozwijać się duchowo,
Może nie czuję się jakoś duchowo rozwinięta przed doświadczenie choroby ale mam taką swoją historię.
Ogólnie pochodzę z bardzo wierzącej, co by nie napisać, że konserwatywnej rodziny. Kiedy dowiedziałam się o chorobie to nie tłumaczyłam tego sobie, że Bóg tak mnie kocha, że dał mi cierpienie, że mnie karci i ćwiczy etc. Zbuntowałam się. Ogólnie miałam wszystko i wszystkich w poszanowaniu. Zaczęłam szukać szczęścia gdzieś indziej- chodzić na jakieś medytacje, religie wschodu, jogę. Potem dla frajdy do wróżki. Brnęłam w to do czasu, kiedy zaczęły się dziać ze mną różne, dziwne rzeczy i trafiłam do egzorcysty. I szczerze napiszę, że gdyby nie interwencja, że tak to nazwę "z mocy Bożej" to nie wiem, czy pisałabym teraz tego posta.
Wróciłam do wspólnoty przykościelnej do której kiedyś uczęszczałam. Jakoś nie czuję się tak super, prześwietnie, lecz jest mi lżej. Po tym wszystkim co się działo jest mi po prostu lepiej.
Crohna zaakceptowałam, przyjęłam ale teraz, gdy wisi nade mną wizja kolejnej przewlekłej, która jest w trakcie diagnostyki to wiem, jestem przekonana, że nie jestem w stanie przyjąć kolejnej choroby ot tak- Bóg Cię tak bardzo kocha itp.

Chętnie rozwinęłabym tę myśl, lecz zmęczenie bierze górę...
Na zawsze razem... :*

Podpisano:Twój Crohn :flowers:

Aktualnie: Szczęśliwsza, bo krótsza :smile: + Methypred 8 mg na jelita, Humira na stawy.
W planach : Realizacja punktu 2 :E

1. 19.11.2012- hemikolektomia prawostronna metodą laparoskopową :D
2. Normalne życie...
3. ZZSK mam, ale nikomu nie oddam :razz:

Awatar użytkownika
Cinimini
Znawca ❃❃
Posty: 2451
Rejestracja: 27 maja 2006, 10:25
Choroba: CD
województwo: łódzkie
Lokalizacja: łódź
Kontakt:

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: Cinimini » 25 gru 2011, 00:18

Osobiście mam duży problem z wiarą...jakąkolwiek... Nie pojmuje Boga, który zgadzałby się na to całe zło, które jest wokół. Nie rozumiem tłumaczeń, że cierpienie ma Go do nas zbliżyć i pomóc uwierzyć.
Moi rodzice, brat, jego żona - należą do kościoła Zielonoświątkowego. Próbowałam "dołączyć" do nich, ale nie potrafię, nie czuję tego. Zdaję sobie sprawę, że niezwykła więź i siła łączy tych ludzi, baaardzo jednoczą się w trudnych chwilach, wspierają się, są blisko... Choroba, a zwłaszcza wydarzenia z początku roku 2011 dały mi wiarę - ale nie w Boga, a w siłę ludzi! W Ich siłę pozytywnego myślenia.
U rodziców w Kościele, jest tak, że gdy ktoś jest chory lub zmaga się z innymi przeciwnościami losu to ten problem poddaje się modlitwie. Ludzie grupą modlą się za daną osobę, za pomyślne rozwiązanie itd. Znam wiele przykładów tzw. uzdrowień. Za każdym razem gdy Tato opowiadał mi takie historie to miałam łzy w oczach. Wydawało mi się, że gdyby mnie coś takiego osobiście dotknęło, to może to byłby ten przełom i wreszcie uwierzyłabym w Boga...
No i stało się, faktycznie doświadczyłam "cudu" osobiście. W kwietniu, gdy miałam mieć operację, spływały do mnie dziesiątki sms'ów ze wsparciem duchowym i CUDownym przyjacielskim od WAS :*. Otrzymywałam informację, że modlą się o mnie imiennie - osoby, których nawet nie znam. A oni znają moją historię z Kościoła. Było to niesamowite doświadczenie, wzruszające ogromnie...
Wyobraźcie sobie co się działo, gdy okazało się, że na dwie godziny przed operacją została ona odwołana! Do taty słowa chwały wznosił sam Pastor. gdy wracaliśmy do domu, taty tel.nie przestawał dzwonić, a wszyscy cieszyli sie "cudem". Tata miał łzy w oczach i dziękował Bogu... JA też ryczałam i dziękowałam, ale bardziej dziękowałam...losowi... Wierzyłam w siłę - ale siłę tych ludzi, którzy tak intensywnie o mnie myśleli, że siła ich myśli skupiła sie na mnie i to dało mi moc pozytywnego myślenia, które odparło chorobę - pisząc ludzie - mam na myśli też całą masę CUDaków!! :*
Wracając do kwestii rodziców i ich wiary... Po tym wszystkim, miałam wewnętrzne poczucie obowiązku, że muszę "podziękować"wszystkim, którzy modlili sie o mnie. Pojechałam, więc z rodzicami na nabożeństwo. Przywitano mnie brawami, musiałam wstać pokazać się, Ci którzy mnie kojarzyli, ściskali mnie, przytulali, płakali... Czułam się jak namacalny dowód cudu. Płakałam, bo to było niesamowicie wzruszające, to są tak silne emocje, że nie da się ich opisać. Jedna ze znajomych rodziców, podeszła do mnie i zaczęła opowiadać, że ona tez uwierzyła gdy doznała cudu ozdrowienia i teraz będzie się modliła, abym i ja uwierzyła. I przyznam, że wtedy czar prysł - poczułam presję. Jakieś dziwne uczucie, że za to co dostałam , muszę się odwdzięczyć poprzez wejście do wspólnoty... A, że mam tak od dziecka ;), że jak do czegoś mnie sie zmusza świadomie czy tez nie to ja sie temu przeciwstawiam. I tak stało się teraz, nie czuję chęci, ochoty i potrzeby bycia tam. Czasem z okazji Świąt czy innych wydarzeń biorę udział w nabożeństwach, bo wiem, że jest to ważne dla moich rodziców. Oni na szczęście mnie do tego nie zmuszają. Dają mi wolna rękę, ale wiem, że jest im miło gdy jestem z nimi i nie zapieram się rekami i nogami przed tym miejscem. Sama forma nabożeństwa o 100% bardziej odpowiada mi u nich niż w kościele katolickim. Tam jest radość, śpiew, optymizm...to naprawdę dodaje...- energii w moim przypadku :).
Reasumując - jak już wyżej wspomniałam, choroba rozwinęła mnie duchowo, ale pod kątem wiary w ludzi!! Wierzę w ich siłę, w to, że jeśli otacza nas dużo osób które nam dobrze życzą to mogą dziać się CUDa :).
Certolizumab od lipca'08 do lutego'11 -
Była zakwalifikowana do resekcji j. grubego na 12/04/2011, ale zwiała spod noża :D
Remicade od 24/02/2012 - 07/01/2013 - odstąpiono od leczenia ze wzg. na CIĄŻĘ !! :D

JELITKO JESTEŚ ZDROWE !!

Obrazek

Awatar użytkownika
Natuśka
Ekspert ✿✿
Posty: 5135
Rejestracja: 29 kwie 2009, 12:58
Choroba: CD
województwo: małopolskie
miasto: Kraków
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: Natuśka » 26 gru 2011, 01:54

Cinimini pisze:Nie pojmuje Boga, który zgadzałby się na to całe zło, które jest wokół. Nie rozumiem tłumaczeń, że cierpienie ma Go do nas zbliżyć i pomóc uwierzyć.
Też do końca nie pojmuję, lecz przyznam się, że staram się to zrozumieć. Czasem Bóg dopuszcza niektóre rzeczy, wydarzenia, które z ludzkiego punktu widzenia wydają się złe, lecz w gruncie rzeczy tak nie jest.
Pozwolę sobie przytoczyć przykład: małe dziecko widząc jasny piekarnik z ciekawości i jak to dziecko lgnie do niego nie zbaczając i nie wiedząc, że jest on gorący. Dziecko się oparzy- jest płacz, wrzask. Możemy spytać dlaczego Bóg dopuścił, aby taka mała niewinna istota się poparzyła? Wniosek jest taki, że dziecko będzie już wiedziało, że świecący piekarnik parzy i już go nie dotknie.
Wiem, że to jest przykład banalny i z pogranicza psychologii, procesów poznawczych ale wiara też z tego się składa. Aby uwierzyć musimy poznać.

Gdzieś wyżej we wcześniejszych postach, chyba Zeno o tym napisał, że wszystko co się dzieje jest zbiegiem okoliczności, a to co nas spotyka to tylko przypadek.
Ja się z tym nie zgodzę i tutaj stawiam sobie pytanie czy poczęłam/urodziłam się też z przypadku, czy to miałam być ja, czy był gdzieś jakiś zamysł stworzenia właśnie mnie? Dobra tu nie o to chodzi.

Co do wiary z moc pozytywnego myślenia, wiary w ludzi o których napisała Cinimini.
Uwierzyłaś w ludzi, bo oni dawali Ci siłę, wspierali psychicznie, modlili się. Oni wierzyli w to, że się uda, że się wywiniesz, że wszystko dobrze się skończy. Ale ta wiara musiała mieć gdzieś swoje źródło. Musieli mieć gdzieś oparcie, potwierdzenie swojej wiary w to.
Człowiek, gdyby nie miał pewności, że coś jest możliwe, nie wierzył, że coś może się wydarzyć nie emanowałby taką siłą, energią- coś lub ktoś musiało go napędzać i całą swoją wiarę, że wszystko pójdzie w jak najlepszym kierunku przelewali na Ciebie :roll:

Ale największą rolę odgrywało Twoje podejście (tutaj w żadnym wypadku nie neguję skuteczności i sensowności działania osób trzecich). Na tym również opiera się proces leczenia- na wierze pacjenta we własne uzdrowienie/uleczenie/wyzdrowienie/jak zwał tak zwał.
Jest udowodnione medycznie, że pacjenci nastawieni optymistycznie do całego procesu leczniczego szybciej dochodzili do siebie, u tych osób krócej trwał okres rekonwalescencji, zdarzają się również przypadki nieuzasadnionego medycznie cofnięcia/zniknięcia procesu chorobowego.
Wszystko gra psychiki. Uwalniają się swoiste dla organizmu bariery odpornościowe etc.. które skutecznie wprowadzają organizm człowieka w dobrostan.
Wzmiankę o powyższym miałam na zajęciach z farmakologii.

Takie coś utwierdza mnie również, że nieprzypadkowo napotykamy w swoim życiu takie, a nie inne osoby, że obracamy się w takim, a nie innym środowisku, że dzieje się to, a nie coś innego.

Wszystko czemuś służy, a człowiek świadomie bądź nie szuka sensu- nawet w tym, co wydaje mu się bezsensowne..
Na zawsze razem... :*

Podpisano:Twój Crohn :flowers:

Aktualnie: Szczęśliwsza, bo krótsza :smile: + Methypred 8 mg na jelita, Humira na stawy.
W planach : Realizacja punktu 2 :E

1. 19.11.2012- hemikolektomia prawostronna metodą laparoskopową :D
2. Normalne życie...
3. ZZSK mam, ale nikomu nie oddam :razz:

Awatar użytkownika
Natuśka
Ekspert ✿✿
Posty: 5135
Rejestracja: 29 kwie 2009, 12:58
Choroba: CD
województwo: małopolskie
miasto: Kraków
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: Natuśka » 28 gru 2011, 00:09

Corleone pisze:Po pierwsze Bóg dał nam wolną wolę więc nie może zabronić nam czegoś robić.
Otóż to. Możesz wybrać Bóg lub szatan, niebo, albo piekło.
Wszystko mi wolno ale nie wszystko przynosi mi korzyść. On Ci daje wybór- nie rzuca kłód pod nogi, gdy dzieje się coś nie po Jego myśli. Na rozliczenie przyjdzie czas.
Biedni są Ci którzy nie mieli możliwości poznania Boga, do których nie dotarła Dobra Nowina. Oni nie mieli wyboru i z ludzkiego punktu widzenia rozliczani będą inaczej, lecz jak będzie nikt nie wie.
Corleone pisze:Po drugie sparzenie się czymś gorącym uczy żeby człowiek więcej nie dotykał gorącego.
Owszem. Ale widzisz: to, że Bóg dopuścił, że dziecko się oparzyło można uznać jako niesprawiedliwość, itp. ze strony Boga, bo czym takie dziecko sobie zasłużyło, żeby je bolało. Jednak czemuś to oparzenie służyło- właśnie temu, że już więcej nie dotknie i się nie znów nie skrzywdzi :smile:
Corleone pisze:Ale choroba taka jak nasza, która nie wiadomo skąd się wzięła i jak ją wyleczyć niczego nie uczy.
Uczy pokory, cierpliwości i wytrwałości. Można odkryć w sobie siłę, której byś nie odkrył będąc zdrowym.
Corleone pisze:Cierpienie pochodzące od człowieka można wytłumaczyć wolną wolą ale choroby, rodzenie się z wadami genetycznymi wykluczają istnienie miłosiernego, dobrego i sprawiedliwego Boga.
O. Pio mawiał, że są rzeczy na które nie ma odpowiedzi. Skoro się jednak takie rodzą to widocznie jest jakiś cel i plan Boży. Nic nie dzieje się bez przyczyny- Bóg mówi przez wszystko :)
Corleone pisze:Ale gdyby zabrał mu za to komputer na zawsze to już nie byłoby to normalne. A właśnie tak karze Bóg biblijny, w którego wierzą katolicy. Piekło jest wieczne i nie ma od niego odwrotu. To jest największe okrucieństwo jakie można sobie wyobrazić i coś takiego robi niby dobry Bóg, który nas kocha. Mało tego Bóg z góry wybiera sobie kogo ukarze a kto będzie zbawiony.
I dlatego masz wolną wolę. Bóg daje Ci sakramenty, różne sytuacje, łaski, doświadczenia etc. Możesz wybrać to lub to odrzucić.
Bóg nie jest "niby dobry" on jest dobry i nas kocha tylko trzeba się na Niego otworzyć. Nić nie przychodzi łatwo- z resztą jak wszystko. Nie ma co liczyć, że będę siedziała z założonymi rękoma w oczekiwaniu na mannę z nieba, Ty też wypłaty w pracy nie dostaniesz za nic nie robienie :wink:
Corleone pisze:Mało tego Bóg z góry wybiera sobie kogo ukarze a kto będzie zbawiony.
Daje narzędzia, możliwości na ziemi, aby z nich korzystać i dążyć do zbawienia. Jest wszechmocny, a poza tym nieznane są wyroki boskie :wink:
Corleone pisze:Wiara jest darem od Boga i niektórzy po prostu jej nie mają. I za to idą do piekła na wieczne potępienie?
Usłyszałam kiedyś tak: Wiara jest jak d***- każdy ją ma.
Widzę, że jesteś skłonny uwierzyć w kogoś/coś innego. Nie wiem, może sadzisz, że modliłeś się, chodziłeś do kościoła itp., a i tak zachorowałeś nie wiadomo skąd, dlaczego. We wszystkim jest jakiś plan Boży i nic nie dzieje się bez przyczyny. Ja bynajmniej w to wierzę. Często zastanawiam się co bym robiła, gdzie bym była, jakbym wyglądała itd., gdybym nie zachorowała. Nie raz z domu sie wyprowadzałam, szlajałam się nie wiadomo gdzie, różne rzeczy się robiło (do dziś dziwię się, że niczego nie złapałam :neutral:) Może nawet nie chcę myśleć co by było...
Wierzymy, że jutro przyniesie nam rozwiązanie naszych problemów, że pokonamy chorobę, że ...że ...
Bez wiary, nadziei i miłości nasze życie byłoby wegetacją.
Zenobius pisze:Moze szukalas po prostu rozwiazania tego jakos? Poszlas akurat w ta strone? :-)
:smile:

Napisałabym jeszcze z chęcią, lecz długie posty ciężko się czyta. Resztę pozostawię sobie na później :razz:
Na zawsze razem... :*

Podpisano:Twój Crohn :flowers:

Aktualnie: Szczęśliwsza, bo krótsza :smile: + Methypred 8 mg na jelita, Humira na stawy.
W planach : Realizacja punktu 2 :E

1. 19.11.2012- hemikolektomia prawostronna metodą laparoskopową :D
2. Normalne życie...
3. ZZSK mam, ale nikomu nie oddam :razz:

Awatar użytkownika
cordo
Aktywny ✽✽✽
Posty: 932
Rejestracja: 01 wrz 2007, 18:53
Choroba: CU
województwo: małopolskie
Lokalizacja: Kraków

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: cordo » 28 gru 2011, 13:35

Natuśka pisze:Corleone napisał/a:
Cierpienie pochodzące od człowieka można wytłumaczyć wolną wolą ale choroby, rodzenie się z wadami genetycznymi wykluczają istnienie miłosiernego, dobrego i sprawiedliwego Boga.


O. Pio mawiał, że są rzeczy na które nie ma odpowiedzi. Skoro się jednak takie rodzą to widocznie jest jakiś cel i plan Boży. Nic nie dzieje się bez przyczyny- Bóg mówi przez wszystko
Wszystko ma jakiś sens, mnie np takie coś mocno uczy pokory,
Wszystko ma cel :)

Awatar użytkownika
Natuśka
Ekspert ✿✿
Posty: 5135
Rejestracja: 29 kwie 2009, 12:58
Choroba: CD
województwo: małopolskie
miasto: Kraków
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: Natuśka » 28 gru 2011, 22:23

Corleone pisze:Natuśka napisał/a:
Uczy pokory, cierpliwości i wytrwałości. Można odkryć w sobie siłę, której byś nie odkrył będąc zdrowym.


Ale to ma sens tylko jeśli przyjmiemy istnienie reinkarnacji.
Nie, to ma sens tylko jeśli przyjmiemy Boga do swojego życia i przyjmiemy z pokorą co On nam daje.
Corleone pisze:Skoro jednak się takie rodzą to dla mnie to jest dowód na nieistnienie Boga, który jest sprawiedliwy i miłosierny a zarazem istnienie nieba i piekła.
No przepraszam ale jeśli to ma być wykładnikiem czy Bóg jest czy nie ma to chyba nie dostrzegasz tego co piękne na tym świecie. Boga oskarżasz o całe zło na tym świecie, o wszelkie niepowodzenia itp. Tak jest najłatwiej. A co Ty dasz z siebie? Tylko oskarżenia?
Corleone pisze: Ale ponieważ wyklucza to dogmaty religii katolickiej to katolik musi powiedzieć, że widocznie taki jest plan boży.

Katolik nie musi tak powiedzieć- on w to wierzy :smile:
Corleone pisze:Ja nie mogę sobie dzięki wolnej woli zadecydować, że wierzę w religię katolicką. Po prostu nie wierzę w to automatycznie dzięki przemyśleniom, które same pojawiają się w mojej głowie.
One same się nie pojawiają. Podsuwa je szatan, manipuluje człowiekiem, by go odsunąć do miłości Boga. Twój wybór jest taki: poddajesz się temu i odchodzisz od Boga lub ignorujesz te myśli, analizy, oddajesz się Bogu i pozostajesz z Nim.
Corleone pisze:Jeśli Bóg jest dobry i nas kocha to nigdy ale to nigdy nie wsadza nas do piekła na wieczne potępienie
On nas nie wsadza. My sami to robimy. To jest konsekwencją naszego postępowania.
Corleone pisze:karze nas jak dobry ojciec żebyśmy wynieśli z tego naukę i zdejmuje karę kiedy się nauczymy.
A jestem ciekawa czy gdyby coś, co sprawiałoby Ci przyjemność, a było wbrew prawu Bożemu i podlegało karze, czy byłbyś na tyle pokorny i wytrwały ażeby zaprzestać temu i nauczyć się, że tak się nie robi? A jeśli Bóg zdjąłby tę karę to czy nie wróciłbyś do tego co było dla Ciebie przyjemne, a jednocześni wbrew prawom Ojca?
Gdyby panowała taka musztra dopiero byś wydziwiał :wink:
Corleone pisze:Chodzi o to żeby się radować, cieszyć się życiem, a nie oddawać cześć swojemu wyobrażeniu Boga czyli egregorowi a nie prawdziwemu Bogu.
Corleone pisze:Wszechmogący, idealny byt również nie potrzebuje żeby oddawać mu cześć chodząc do kościoła czy modląc się. Chodzi o to żeby się radować, cieszyć się życiem, a nie oddawać cześć swojemu wyobrażeniu Boga czyli egregorowi a nie prawdziwemu Bogu.
Nie czuję się jakoś nieszczęśliwa z tego powodu, że należę/chodzę do Kościoła, że modlę się. Nie pozbawia mnie radości, nadal cieszę się życiem.

To co Cię przygnębia to właśnie Twoje wyobrażenie Boga.
Na zawsze razem... :*

Podpisano:Twój Crohn :flowers:

Aktualnie: Szczęśliwsza, bo krótsza :smile: + Methypred 8 mg na jelita, Humira na stawy.
W planach : Realizacja punktu 2 :E

1. 19.11.2012- hemikolektomia prawostronna metodą laparoskopową :D
2. Normalne życie...
3. ZZSK mam, ale nikomu nie oddam :razz:

Awatar użytkownika
tom-as
Ekspert ✿✿
Posty: 6438
Rejestracja: 22 lut 2006, 14:49
Choroba: CD
województwo: śląskie
Lokalizacja: Oberschlesien / Las

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: tom-as » 28 gru 2011, 22:46

Corleone pisze:Piszę tylko jak to wygląda przyjmując tezę, że istnieje taki Bóg jakiego przedstawia Biblia. Gdyby istniał byłby okrutnym tyranem.
tak z ciekawości zapytam czy mowa tu o całej biblii czy tylko nowym testamencie?

Awatar użytkownika
tom-as
Ekspert ✿✿
Posty: 6438
Rejestracja: 22 lut 2006, 14:49
Choroba: CD
województwo: śląskie
Lokalizacja: Oberschlesien / Las

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: tom-as » 28 gru 2011, 22:52

magdalene pisze:
Corleone pisze:Ok, Twój wybór. Kierowca np daewoo też może być zadowolony ze swojego samochodu bo nie wie jak to jest jechać ferrari :)
Równie dobrze można to odwrócić, bo z mojego punktu widzenia, to Ty prowadzisz daewoo. Także średnio trafne porównanie.
a ja to jeszcze od innej strony... kierowca Tico może smiało być dużo bardziej zadowolony z Tico niż gdyby posiadał ferrari. Nikt tu czynnika środowiskowego nie rozpatruje jakoś. potrzeb. prosty przykład - po co mi w lesie na bezdrożach ferrari.

każdy chyba powinien rozpatrywać wszystko z własnego punktu widzenia, swoich potrzeb i oczekiwań, co nie? :-)

Awatar użytkownika
Natuśka
Ekspert ✿✿
Posty: 5135
Rejestracja: 29 kwie 2009, 12:58
Choroba: CD
województwo: małopolskie
miasto: Kraków
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Choroba a rozwój duchowy

Post autor: Natuśka » 28 gru 2011, 23:25

tom-as pisze:Corleone napisał/a:
Piszę tylko jak to wygląda przyjmując tezę, że istnieje taki Bóg jakiego przedstawia Biblia. Gdyby istniał byłby okrutnym tyranem.

tak z ciekawości zapytam czy mowa tu o całej biblii czy tylko nowym testamencie?
Biorąc pod uwagę całokształt, o ile wątki już mi się nie nakładają chyba jedziemy na obu testamentach :wink:

[ Dodano: 29-12-2011 ]
Corleone pisze:tylko coś co ma nas przybliżyć do czegoś np do rozwoju.
Pytanie do jakiego rozwoju: intelektualnego, duchowego, bo może też być medycznego :wink: I tutaj ja napiszę, że do duchowego, a Ty swoją logiczną teorię rozwoju.
Corleone pisze:. Piszę tylko jak to wygląda przyjmując tezę, że istnieje taki Bóg jakiego przedstawia Biblia. Gdyby istniał byłby okrutnym tyranem.
Interpretujesz Biblię po swojemu i dlatego tak sądzisz. Prawdziwą interpretację przyjmujesz tylko tę swoją- logiczną, a w ten sposób Boga nie pojmiesz. Skrzywiasz obraz na korzyść tego złego, niesprawiedliwego Boga i z Katolikiem się nie zgodzisz.
Poza tym przyjmujesz wersję, że istnienie Boga warunkuje Jego fizyczna obecność.
Ja po swojemu Ciebie zinterpretuję i napiszę, że gdyby istniał (czyt. widziałabym go fizycznie i czuła namacalnie, byłby wśród nas i po ziemi się kręcił) byłby okrutnym tyranem, ale skoro Go nie widzę, czyli jakby to napisać nie istnieje, nie jest fizyczną osobą, czyli gdzieś jest i jest dobrym Ojcem dbającym o swe dzieci.
Ty może tego nie zrozumiesz, a ja rozumiem jak najbardziej :smile:
Natuśka napisał/a:
Katolik nie musi tak powiedzieć- on w to wierzy :smile:

Mniejsza z tym. Wierzy czy mówi - nieistotne. Istotne jest to, że to tylko takie usprawiedliwienie.
Negujesz wiarę innych, czyli myślisz tak Ty i Ci, którzy myślą podobnie jak Ty :wink:
Corleone pisze:Wsadza.
A ja napiszę, że nie wsadza :razz:
Corleone pisze:Nie ma czegoś takiego jak prawo boże. Gdyby było to Bóg sam by nam je przekazał tak żebyśmy z całą pewnością wiedzieli, że on jest. A tak Bóg skazuje nas na piekło lub niebo za wiarę, którą sam nam dał lub nie
Bóg dał Dekalog, aby go przestrzegać, żyć w nim w zgodzie, a na piekło skazujemy się sami, bo nie przestrzegamy przykazań.
Corleone pisze:Kierowca np daewoo też może być zadowolony ze swojego samochodu bo nie wie jak to jest jechać ferrari
Ja jestem zadowolona z mojego roweru, choć wiem jak to jest jechać samochodem :razz:
Corleone pisze:Ja piszę o katolickim wyobrażeniu Boga, z którym się nie zgadzam.
Już gdzieś to napisałam w poście: katolickie wyobrażenie Boga jest inne- to co Ty przytaczasz twierdząc, że to katolicki obraz jest wyobrażeniem Twoim.
Corleone pisze:Natuśka napisał/a:
One same się nie pojawiają. Podsuwa je szatan, manipuluje człowiekiem, by go odsunąć do miłości Boga. Twój wybór jest taki: poddajesz się temu i odchodzisz od Boga lub ignorujesz te myśli, analizy, oddajesz się Bogu i pozostajesz z Nim.


Nie będę ignorował logicznych myśli i analiz na rzecz tych nielogicznych. To tłumaczenie pokazuje właśnie jak działa manipulacja w kościołach i sektach, która każe odrzucać logiczne wątpliwości bez analizy, z góry bo niby to sprawka szatana.
To nie jest manipulacja Kościoła- to jest właśnie wiara katolicka, którą Ty odrzuciłeś. Jeśli chodzi o Twoją logikę...
Odrzucenie Boga przez człowieka (jeżeli jest zdecydowane) prowadzi logicznie do odrzucenia człowieka przez Boga, do potępienia, czyli jeżeli człowiek Boga przyjmuje wtem Bóg przyjmie i człowieka.
Biblia Mówi: Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.
Ostatnio zmieniony 29 gru 2011, 22:06 przez Natuśka, łącznie zmieniany 2 razy.
Na zawsze razem... :*

Podpisano:Twój Crohn :flowers:

Aktualnie: Szczęśliwsza, bo krótsza :smile: + Methypred 8 mg na jelita, Humira na stawy.
W planach : Realizacja punktu 2 :E

1. 19.11.2012- hemikolektomia prawostronna metodą laparoskopową :D
2. Normalne życie...
3. ZZSK mam, ale nikomu nie oddam :razz:

ODPOWIEDZ

Wróć do „Etyka/Religia”