Czy ktoś może mi polecić dobrego psychologa/terapeutę w Poznaniu? Specjalizującego się zarówno w terapiach indywidualnych jak i dla par?
Śmierć Taty, moja choroba, rozpad związku (bo o tym już można mówić) - przerosło mnie to...
Mój partner uzależnia dalsze bycie ze mną od tego, czy zacznę się leczyć... Tyle dobrego, że dziś w końcu dał się namówić na terapię w dwójkę ... bo owszem, ja mam problemy, ale On też.... Co prawda motywację ma taką, że poświęci się dla mnie, bo z nim jest przecież ok, a to ja powinnam się leczyć - ale najważniejsze, że w końcu dał się namówić...
Nie daję sobie rady ze sobą, nie daję sobie rady z tym, że ciągle słyszę, jaka to ja jestem beznadziejna i ile czarnych chmur sprowadziłam na drogę Lubego...
Jestem kolejną kobietą w Jego życiu, dla której on się tak "poświęca"....
Problem tkwi w tym, że On jest dla mnie światem..... Nie umiem zbudować sobie innego świata.. Dla Niego zostawiłam całe moje poprzednie życie, zmieniłam miejsce zamieszkania, przeprowadziłam się tu, do tego cholernego Poznania, w którym jestem tak cholernie samotna.... Tam nie mam gdzie wracać, nie mam już mieszkania, a w domu rodzinnym nie chcę wysłuchiwać tego wszystkiego, poza tym nie ma dla mnie już tam miejsca....
W sobotę prosiłam Go o pomoc, dziś miałam awanturę, "że go oplotłam jak ten bluszcz" - bo pojechałam z Nim do Jego Mamy na kawę (zaznaczę, że pojechałam z Nim do Mamy po raz pierwszy nie imieninowo czy z okazji niedzielnego obiadu... nie widziałam Jej z 2 miesiące.. pojechałam głównie dla Niego, bo kiedyś robił mi wyrzuty, że nie jeżdżę...) Nic mi nie mówił, że mam nie jechać, a potem awanturka.... I to moja wina, że ma huśtawki nastrojów i sam nie wie, czego chce i jak chce... On wie, że powinien to przyjąć pozytywnie, ale go to wkurzyło nie wiadomo dlaczego.... i to jest moja wina, ta ambiwalencja w nim....
Durne przytulenie - jednego dnia jest traktowane pozytywnie, drugiego, jako osaczenie. "bluszczowatość",,,,, Doszło do tego, że boję się podchodzić, boję się przytulić, boję się mówić, bo nie wiem, jak to zostanie potraktowane - pozytywnie, czy negatywnie....
Jak słucham Jego opinii na mój temat to jestem przerażona - bo albo ma zupełnie nierzeczywisty obraz mnie, albo choroba i śmierć Taty tak mnie zmieniła....
Przepraszam za wylanie się takie, ale gdzieś musiałam....
Pewnie mi teraz będzie głupio pokazać się na jakimkolwiek spotkaniu, po tym obnażeniu swojego " rozjechania"
Jeśli ktoś z Was może mi kogoś polecić, to bardzo proszę.....
Toksyczny związek?
Moderatorzy: Anette28, Moderatorzy
- Elaine
- Początkujący ✽✽
- Posty: 158
- Rejestracja: 22 kwie 2013, 10:15
- Choroba: CD
- województwo: wielkopolskie
- Lokalizacja: Gryfino / Poznań
Toksyczny związek?
Ostatnio zmieniony 17 lip 2013, 16:35 przez Elaine, łącznie zmieniany 1 raz.
Azatiopryna 50mg, Salofalk 500mg 4x2, Bio-gaia, Colinox, Alfadiol, Vitrum osteo, Acidum folicum, Ascofer, Falvit,
- Mala_Mi
- Aktywny ✽✽✽
- Posty: 751
- Rejestracja: 18 lut 2013, 22:54
- Choroba: CU
- województwo: dolnośląskie
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Toksyczny związek?
Ja nie jetem z Poznania więc w kwestii wyboru psychologa Ci nie pomogę, jednakże mogę odnieść się do tego co piszesz.
Z całego Twojego postu wynika, że kochasz za bardzo, a wasz związek jest dość toksyczny. Najpewniej potrzebujesz pomocy specjalisty, ale wydaje mi się, że - tak jak napisałam wcześniej - najpierw powinnaś się udać do niego sama.
Może warto też sięgnąć po lekturę Norwood Robin "Kobiety, które kochają za bardzo". To ze wstępu tej książki: "Jeżeli miłość oznacza dla nas cierpienie, kochamy za bardzo. Jeżeli z bliskimi przyjaciółmi
rozmawiamy głównie o nim, o jego problemach, jego myślach, jego uczuciach; jeżeli prawie
każda nasza wypowiedź rozpoczyna się słowem „on", kochamy za bardzo.
Jeżeli wciąż rozgrzeszamy go ze złych humorów, znieczulicy, przykrego usposobienia,
wybuchów złości kładąc wszystko na karb nieszczęśliwego dzieciństwa; jeżeli staramy się
być terapeutą, kochamy za bardzo.
Jeżeli w trakcie lektury jakiegoś poradnika zakreślamy ustępy, które mogą okazać się mu
przydatne, kochamy za bardzo.
Jeżeli nie lubimy jego charakteru, zachowania i postaw, a zarazem sądzimy, że zechciałby
się dla nas zmienić, gdybyśmy tylko były dość atrakcyjne i czułe, kochamy za bardzo.
Jeżeli związek z nim naraża na szwank naszą równowagę emocjonalną, a nawet nasze
zdrowie i bezpieczeństwo, kochamy z pewnością za bardzo.
Choć bolesne i rozczarowujące, kochanie za bardzo jest udziałem tylu kobiet, że niemal
uwierzyłyśmy, iż tak właśnie musi wyglądać intymny układ z mężczyzną. Większość z nas
kochała za bardzo przynajmniej raz w życiu, a dla wielu stało się to powracającym wątkiem
w biografii. Części z nas obsesja na tle partnera i wzajemnych stosunków wręcz
uniemożliwia normalne funkcjonowanie." [za: Norwood Robin, Kobiety, które kochają za bardzo, Rebis Dom Wydawniczy, rok wyd. 2008]
Życzę powodzenia i trzymam za Ciebie kciuki
Nie wiem, czy taka terapia we dwójkę na początku ma sens. Może warto najpierw pójść do psychologa samej, wypłakać się, wygadać, przedstawić wszystkie swoje problemy, opowiedzieć o partnerze itp. Następnie - jeśli psycholog uzna, że istnieje taka potrzeba - zaproponuje Wam terapię we dwójkę.Elaine pisze:Tyle dobrego, że dziś w końcu dał się namówić na terapię w dwójkę ... bo owszem, ja mam problemy, ale On też.... Co prawda motywację ma taką, że poświęci się dla mnie, bo z nim jest przecież ok, a to ja powinnam się leczyć - ale najważniejsze, że w końcu dał się namówić...
Przykre, że mówi to bliska osoba Twemu sercu.Elaine pisze:Nie daję sobie rady ze sobą, nie daję sobie rady z tym, że ciągle słyszę, jaka to ja jestem beznadziejna i ile czarnych chmur sprowadziłam na drogę Lubego...
A jak się objawia to jego "poświęcanie się"?Elaine pisze:Jestem kolejną kobietą w Jego życiu, dla której on się tak "poświęca"....
to nawet widać po tym, jak o nim piszesz - nawet wielką literą zaimki osobowe tak zwykli wierni pisać o Bogu, w którego wierząElaine pisze:Problem tkwi w tym, że On jest dla mnie światem..... Nie umiem zbudować sobie innego świata..
Ja miałam kiedyś też wybór, żeby wyprowadzić się gdzieś daleko do mojego ówczesnego chłopaka. Na szczęście chodziłam wtedy do psychologa, który to naprowadził mnie na to, że mój związek jest toksyczny, że już nie jestem w tym związku szczęśliwa, a co dopiero jak wyprowadzę się daleko od mojej rodziny i przyjaciół, jak zostanę z nim sam na sam, jak nikt nie będzie mnie mógł wesprzeć i będę bardzo samotna. Dlatego podjęłam najlepszą decyzję w moim życiu i go zostawiłam. Teraz, mimo że jetem chora (a wtedy nie byłam) to i tak jestem mega szczęśliwa mając wspaniałego chłopaka, który nigdy nie zrobił mi awantury (chociaż mam ciężki charakter )Elaine pisze:Dla Niego zostawiłam całe moje poprzednie życie, zmieniłam miejsce zamieszkania, przeprowadziłam się tu, do tego cholernego Poznania, w którym jestem tak cholernie samotna.... Tam nie mam gdzie wracać, nie mam już mieszkania, a w domu rodzinnym nie chcę wysłuchiwać tego wszystkiego, poza tym nie ma dla mnie już tam miejsca....
Z tego co piszesz, to on potrzebuje pilniej psychologa niż Ty.Elaine pisze:W sobotę prosiłam Go o pomoc, dziś miałam awanturę, "że go oplotłam jak ten bluszcz" - bo pojechałam z Nim do Jego Mamy na kawę (zaznaczę, że pojechałam z Nim do Mamy po raz pierwszy nie imieninowo czy z okazji niedzielnego obiadu... nie widziałam Jej z 2 miesiące.. pojechałam głównie dla Niego, bo kiedyś robił mi wyrzuty, że nie jeżdżę...) Nic mi nie mówił, że mam nie jechać, a potem awanturka.... I to moja wina, że ma huśtawki nastrojów i sam nie wie, czego chce i jak chce... On wie, że powinien to przyjąć pozytywnie, ale go to wkurzyło nie wiadomo dlaczego.... i to jest moja wina, ta ambiwalencja w nim....
No właśnie taki sam problem miałam przy moim byłym. Nigdy nie wiedziałam jak zareaguje na coś. I tak - jednego dnia, to co powiedziałam, co wydawałoby się normalne było przyczyną awantury, drugiego dnia, to co powiedziałam, a powinno wzbudzić jakieś negatywne emocje, nawet w najmniejszym stopniu nie wyprowadziło go z równowagi. Później zaczęłam już mieć tzw. "bezpieczne tematy", które wiedziałam, że go nie powinny zdenerwować, ale i tak czasem się czegoś dopatrzył. Jaka to wielka ulga być teraz z kimś, komu można powiedzieć dosłownie wszystkoElaine pisze:Durne przytulenie - jednego dnia jest traktowane pozytywnie, drugiego, jako osaczenie. "bluszczowatość",,,,, Doszło do tego, że boję się podchodzić, boję się przytulić, boję się mówić, bo nie wiem, jak to zostanie potraktowane - pozytywnie, czy negatywnie....
Z całego Twojego postu wynika, że kochasz za bardzo, a wasz związek jest dość toksyczny. Najpewniej potrzebujesz pomocy specjalisty, ale wydaje mi się, że - tak jak napisałam wcześniej - najpierw powinnaś się udać do niego sama.
Może warto też sięgnąć po lekturę Norwood Robin "Kobiety, które kochają za bardzo". To ze wstępu tej książki: "Jeżeli miłość oznacza dla nas cierpienie, kochamy za bardzo. Jeżeli z bliskimi przyjaciółmi
rozmawiamy głównie o nim, o jego problemach, jego myślach, jego uczuciach; jeżeli prawie
każda nasza wypowiedź rozpoczyna się słowem „on", kochamy za bardzo.
Jeżeli wciąż rozgrzeszamy go ze złych humorów, znieczulicy, przykrego usposobienia,
wybuchów złości kładąc wszystko na karb nieszczęśliwego dzieciństwa; jeżeli staramy się
być terapeutą, kochamy za bardzo.
Jeżeli w trakcie lektury jakiegoś poradnika zakreślamy ustępy, które mogą okazać się mu
przydatne, kochamy za bardzo.
Jeżeli nie lubimy jego charakteru, zachowania i postaw, a zarazem sądzimy, że zechciałby
się dla nas zmienić, gdybyśmy tylko były dość atrakcyjne i czułe, kochamy za bardzo.
Jeżeli związek z nim naraża na szwank naszą równowagę emocjonalną, a nawet nasze
zdrowie i bezpieczeństwo, kochamy z pewnością za bardzo.
Choć bolesne i rozczarowujące, kochanie za bardzo jest udziałem tylu kobiet, że niemal
uwierzyłyśmy, iż tak właśnie musi wyglądać intymny układ z mężczyzną. Większość z nas
kochała za bardzo przynajmniej raz w życiu, a dla wielu stało się to powracającym wątkiem
w biografii. Części z nas obsesja na tle partnera i wzajemnych stosunków wręcz
uniemożliwia normalne funkcjonowanie." [za: Norwood Robin, Kobiety, które kochają za bardzo, Rebis Dom Wydawniczy, rok wyd. 2008]
Życzę powodzenia i trzymam za Ciebie kciuki
29 września 2012r. - pierwszy objaw
24 października 2012r. - diagnoza CU
30 listopada 2012r. - resekcja jelita grubego, wyłonienie ileostomii
17 grudnia 2012r. - reoperacja z powodu ropnia w miednicy mniejszej, usuwanie zrostów
29 kwietnia 2013r. - operacja z powodu niedrożności jelita cienkiego spowodowana licznymi zrostami
Co dalej nie wiem, ale mam dość
W przyszłości planowane wytworzenie j-poucha.
24 października 2012r. - diagnoza CU
30 listopada 2012r. - resekcja jelita grubego, wyłonienie ileostomii
17 grudnia 2012r. - reoperacja z powodu ropnia w miednicy mniejszej, usuwanie zrostów
29 kwietnia 2013r. - operacja z powodu niedrożności jelita cienkiego spowodowana licznymi zrostami
Co dalej nie wiem, ale mam dość
W przyszłości planowane wytworzenie j-poucha.
-
- Początkujący ✽✽
- Posty: 124
- Rejestracja: 28 maja 2012, 22:56
- Choroba: CD
- województwo: śląskie
- Lokalizacja: Knurów
Re: Toksyczny związek?
Również nie pomogę w kwestii wyboru psychologa, ale podobnie jak moja poprzedniczka pozwolę sobie napisac kilka słów
Mala_Mi bardzo podoba mi się wstęp z książki, o której piszesz, jest tak prawdziwy, że pewnie aż dla niektórych bolesny.
Co do terapii, moi znajomi uczestniczyli w takowej. Najpierw weszli oboje, potem psycholożka pogadała z dziewczyną, następnie z chłopakiem, a po kilku minutach przerwy zaprosiła ich oboje. Więc jak się Twój partner Elaine zdecydował, to idźcie oboje, mam nadzieję, że traficie do dobrego specjalisty.
Kurcze, Elaine, naprawdę uważasz, że to miłość, skoro boisz się być przy swoim mężczyźnie sobą ?
Mala_Mi bardzo podoba mi się wstęp z książki, o której piszesz, jest tak prawdziwy, że pewnie aż dla niektórych bolesny.
Co do terapii, moi znajomi uczestniczyli w takowej. Najpierw weszli oboje, potem psycholożka pogadała z dziewczyną, następnie z chłopakiem, a po kilku minutach przerwy zaprosiła ich oboje. Więc jak się Twój partner Elaine zdecydował, to idźcie oboje, mam nadzieję, że traficie do dobrego specjalisty.
Kurcze, Elaine, naprawdę uważasz, że to miłość, skoro boisz się być przy swoim mężczyźnie sobą ?
Zapewne i choroba i śmierć Taty Cię zmieniła, ale to nie znaczy, że stałaś się bluszczem, kimś beznadziejnym i nic nie wartym!!!Jak słucham Jego opinii na mój temat to jestem przerażona - bo albo ma zupełnie nierzeczywisty obraz mnie, albo choroba i śmierć Taty tak mnie zmieniła..
- Mala_Mi
- Aktywny ✽✽✽
- Posty: 751
- Rejestracja: 18 lut 2013, 22:54
- Choroba: CU
- województwo: dolnośląskie
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Toksyczny związek?
Żaneta, jakbyś była zainteresowana książką to mogę Ci ją wysłać na maila
29 września 2012r. - pierwszy objaw
24 października 2012r. - diagnoza CU
30 listopada 2012r. - resekcja jelita grubego, wyłonienie ileostomii
17 grudnia 2012r. - reoperacja z powodu ropnia w miednicy mniejszej, usuwanie zrostów
29 kwietnia 2013r. - operacja z powodu niedrożności jelita cienkiego spowodowana licznymi zrostami
Co dalej nie wiem, ale mam dość
W przyszłości planowane wytworzenie j-poucha.
24 października 2012r. - diagnoza CU
30 listopada 2012r. - resekcja jelita grubego, wyłonienie ileostomii
17 grudnia 2012r. - reoperacja z powodu ropnia w miednicy mniejszej, usuwanie zrostów
29 kwietnia 2013r. - operacja z powodu niedrożności jelita cienkiego spowodowana licznymi zrostami
Co dalej nie wiem, ale mam dość
W przyszłości planowane wytworzenie j-poucha.
- Baby
- Moderator
- Posty: 4179
- Rejestracja: 30 mar 2011, 12:19
- Choroba: mikroskopowe zap. j.
- województwo: mazowieckie
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Toksyczny związek?
Mala_Mi, ja poproszę o przesłanie książki
,,Jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od siebie." Gandhi
,,Jeśli życie rzuca Ci kłody pod nogi - zrób sobie z nich tratwę."
,,Jeśli życie rzuca Ci kłody pod nogi - zrób sobie z nich tratwę."
- Mala_Mi
- Aktywny ✽✽✽
- Posty: 751
- Rejestracja: 18 lut 2013, 22:54
- Choroba: CU
- województwo: dolnośląskie
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Toksyczny związek?
To kto chce - pisać maile
29 września 2012r. - pierwszy objaw
24 października 2012r. - diagnoza CU
30 listopada 2012r. - resekcja jelita grubego, wyłonienie ileostomii
17 grudnia 2012r. - reoperacja z powodu ropnia w miednicy mniejszej, usuwanie zrostów
29 kwietnia 2013r. - operacja z powodu niedrożności jelita cienkiego spowodowana licznymi zrostami
Co dalej nie wiem, ale mam dość
W przyszłości planowane wytworzenie j-poucha.
24 października 2012r. - diagnoza CU
30 listopada 2012r. - resekcja jelita grubego, wyłonienie ileostomii
17 grudnia 2012r. - reoperacja z powodu ropnia w miednicy mniejszej, usuwanie zrostów
29 kwietnia 2013r. - operacja z powodu niedrożności jelita cienkiego spowodowana licznymi zrostami
Co dalej nie wiem, ale mam dość
W przyszłości planowane wytworzenie j-poucha.
- mgiełkaa
- Doświadczony ❃
- Posty: 1414
- Rejestracja: 24 mar 2010, 19:44
- Choroba: CU
- województwo: mazowieckie
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Toksyczny związek?
Ja również bardzo poproszę
Wzrost 167cm, waga 64kg, ASAMAX 500mg 3x2tabl. AZATHIOPRINE 75mg
Leczenie: MSWiA Warszawa
Leczenie: MSWiA Warszawa