Oki, mam chwile czasu, więc zaktualizuje dane odnośnie mojego stanu.
27 lipca 2015 był w Łodzi pożar lakierni - jest to dość kluczowe.... bo mieszkamy w dość niedalekiej odległości od lakierni, która płonęła. Dzień wcześniej żonka zrobiła jednogarnkowe jedzonko. Nie było gorąco, a nawet ciepło nie było. Wieczorkiem na kolacje zjadłem porządny talerz tego żarcia - w dzień pożaru. Wstając do pracy o 2:30 żonka już mówiła, żebym tego jedzenia nie brał, bo dość mocno musowało/gazowało. Po prostu zepsute na amen jakby stało tydzień - czy od tego dymu, nie wiem. Pare razy jedzenie zepsuło się nam, ale nie wyglądało jak musująca woda sodowa.
Oczywiście zjedzona kolacja poprzedniego wieczora (choć w smaku była ok ) spowodowała, że musiałem prace przerwać i zjechałem z linii "awaryjnie". No i zaczęło się....
Biegunka, wynik kolonoskopii i ślad krwi - zestawienie tego wszystkiego pokazało, że się chyba cosik zaczęło. Do tego śluz i woda... ale bez bóli - i to mnie dziwi do tej pory. Do tego musze wspomnieć, że od jakiegoś czasu suplementuję witaminę D co w badaniach wyszło, wyeliminowałem całkowicie cukier - biały w całości, raz na jakiś czas brązowym słodzę kawcię, którą piję jedynie okazjonalnie. Może wysoki poziom wit D ma znaczenie, że owy stan przeszedł dość łagodnie.
Udało mi się w ten sam dzień dostać do gastro i zaraz dostałem sulfe 4x2, metronidazol 2x2, debutir 2x1, probiotyki no i zwolnienie z pracy na okres dłuższy niż planowany w tym samym czasie urlopu - miałem mieć od 1-go sierpnia do 15-go, a zwolnienie dostałem od 28 lipca do 18-go sierpnia.
Do tego dieta - z racji na niezbyt dobry apetyt i upały w tym czasie to pierwsze pare dni dieta głównie opierała się na wodzie mineralnej, suplementacja minerałów i picie kombuchy, którą akurat mi siostra przywiozła. Posiłek w ciągu dnia jeden - też płynny, a mianowicie rosół długo gotowany podsypany na samym początku kurkumą, sporo warzyw, które w trzecim dniu miksowałem na krem z całą zawartością.
W trzeci dzień jako zagęstnik do kremu dodałem kaszy jaglanej - też zmiksowana - ale podziałało to przeczyszczająco, więc kasza poszła w odstawke.
Na metronidazolu wytrzymałem 6 dni. Ogólnie ilość tabletek jakie przyjmowałem podziałała na mnie przygnębiająco... - ile ich będę przyjmował jako emeryt?
Z powodu upałów i chyba zbyt małej ilości płynów - a i może też z powodu upośledzenia wchłaniania - wypłukałem się z elektrolitów wezwane pogotowie zadecydowało wycieczke do szpitala w celu zrobienia badań, bo flaki to nie jedyna moja bolączka. Dostałem elektrolitów, a zrobienie przy okazji CRP pokazało.... x<1 - czyli ok. Dlatego do końca nie jestem przekonany, że to zaostrzenie, czy czasem nie porządne zatrucie, ale sulfe biore z racji na nieciekawy wynik kolonoskopi.
Najgorsze, że zapociłem się w upały siedząc przed kompem i wyskoczył hemoroidzik - ja pitole!!! Więc jeszcze nasiadówki w korze dębowej, smarowanie...
Z powodu dużej ilości wolnego nastawiłem pierwszą kapustę do kiszenia, krojona nożem niezbyt elegancko. W drugim tygodniu zwolnienia została wprowadzona do diety w małych ilościach i.... nic się nie działo, więc dokupiliśmy szatkownice i plastikową "mini beczke" 5l i nastawiłem w niej 4 kilo kapusty i łącznie 1 kg innych warzyw - marchew, pietruszka, seler - w smaku oczywiście dużo lepsza od gołej kapusty.
Pod koniec zwolnienia - dwa dni przed końcem - przypałętała się jeszcze infekcja moczowa...
*&^&^$# mać!! i kolejne tabletki do łykania.
kończąc, teraz wszystko wraca do normy, zawartość sedesowa zadowalająca, infekcja moczowa zdławiona, hemoroidzik prawie się wsysnął...
W ramach walki z początkami osteoporozy zakupiłem "wytwórnie" wit D - starego typu o czym
TUTAJ
michał_mg proszę o korekcje zgodnie z regulaminem