Opowiadanie Grzyba - debiut

Wiersze, wierszyki, opowiadania, forumowele, twórczość własna i nie tylko

Moderatorzy: Anette28, Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
ita71
Doświadczony ❃
Posty: 1885
Rejestracja: 28 sty 2009, 22:45
Choroba: CD u dziecka
województwo: pomorskie
Lokalizacja: Trójmiasto

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: ita71 » 25 sie 2010, 22:35

Oj tam od razu cienkie....po prostu na czasie :wink:
Z tą różnicą,że niezawodny majster znalazł rozwiązanie problemu :razz:
Nigdy nie mów nigdy...

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 05 gru 2010, 16:41

No to teraz świąteczne wydanie Majstra Zdzicha


MAJSTER ZDZICH U GAJOWEGO PIETRUCHY
- Ja pierniczę, ale zimno, zaraz mi twarz odpadnie - Jurek naciągnął mocniej czapkę na uszy i schował nos w szalik - daleko jeszcze?
- Będzie dobry kilometr - odpowiedział Zdzichu rozważając czy założyć czapkę, czy udawać dalej twardziela.
Szli właśnie leśnym duktem do leśniczówki gajowego Pietruchy, który obiecał im po choince, wtedy Jurek coś zobaczył
- Panie majster - Jurek nie mógł jakoś się przemóc, żeby przejść ze Zdzichem na "ty" - tam chyba ktoś leży.
Podeszli bliżej, i faktycznie na środku ścieżki twarzą do śniegu leżał jakiś człowiek, nie było wątpliwości czy żyje czy nie, bo chrapał niemiłosiernie. Zdzichu nachylił się nad nim.
- Ale nawalony, capi wódą jak trzeba - stwierdził fachowo, odwrócił delikwenta na plecy i aż odskoczył - o w mordę, ale brzydki - przyjrzał mu się uważniej - musiał mieć niekiepski wypadek, nie dziwota że chleje wódę, też bym chlał, gdybym miał taką facjatę.
Pijak był nienaturalnie blady, miał groteskową twarz, jakby stracił uszy i nos w wypadku. Nie było wyjścia, nie mogli zostawić brzydala na mrozie, więc podnieśli go i zawlekli do leśniczówki.
- Gdzie go znaleźliście - gajowy Czesiu Pietrucha wyglądał na zaniepokojonego
- Leżał na ścieżce do leśniczówki - odpowiedział majster.
- Dobra, dawać go do wanny, bo się udusi - gajowy zdjął z nieznajomego płaszcz i buty
- Do wanny? - dziwił się Jurek
- Udusi? - Zdzichu kontynuował zdziwienie Jurka
- No, bo to wodnik jest, mieszka w stawie po drugiej stronie lasu - Czesiu odpowiadał jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. - zobaczcie jakie ma giry. Przyjrzeli się uważniej i faktycznie, między paluchami u nóg brzydala były błony pławne, podobne miał na dłoniach. Pomogli gajowemu wrzucić pijanego wodnika do wanny i poszli do kuchni na kielicha.
- I to jest taki wodnik jak ten Szuwarek z bajki? - zapytał majster popijając gorącym barszczem kielicha - ehhh, ale grzeje.
- A tam Szuwarek. Ten mój to alkoholik - zasępił się gajowy Pietrucha - ale poczciwy, przychodzi do mnie na "Klan". Nie może przychodzić codziennie więc muszę mu nagrywać wszystkie odcinki.
- Jaki facet ogląda Klan? - zdziwił się Zdzichu
- To nie facet. To wodnik. Dziwny jak cholera, ale dobrą moczarkówkę pędzi.
- Moczarkówkę? - ożywił się Jurek
- No. Bimber z moczarki, takiego wodorostu. Czekajcie, poleję wam - Czesiu wstał, sięgnął z szafki nad zlewem butelkę z zielonkawym płynem i wlał do kieliszków - spróbujcie. Gdy chwycili za kieliszki w drzwiach od łazienki pojawił się Wodnik.
- Dzień dobry - przywitał się gardłowym głosem - a kieliszek dla Wodnika?
- Ty moczymordo - uśmiechnął się gajowy - żadnej okazji nie przepuścisz. Chłopaki znaleźli cie na śniegu, wykitowałbyś tam.
- Dzięki chłopaki - spojrzał na nich swoimi rybimi oczami - dzięki. Tak było zimno, że się rozgrzewałem moczarkówką po drodze, no i mi się zdrzemło. Polewajcie.
Czesiu polał jednego, drugiego i następnego. Po trzeciej flaszce wszyscy siedzieli przed telewizorem i oglądali czwarty z rzędu odcinek Klanu. Jurek nawalony jak szpadel objął pijanego Wodnika
- Wporzo z ciebie gościu Wodnik, jakby ci tam jakiś szczupak bruździł w stawie to ja ze Zdzisiem damy mu po mordzie i się odczepi.
- Dzięki Juruś, dzięki - Wodnik wzruszony uściskał Jurka - A właśnie chłopaki, chcecie karpia na święta? Te żarłoczne łajzy wyżerają mi moczarkę i nie mam z czego bimbru pędzić.
- No pewno, że chcemy.
Dotrwali do dwunastego odcinka, Jurek już spał. Zdzichu z Czesiem zaprowadzili Wodnika do wanny, potem uwalili się w fotelach i usnęli.
Kiedy się obudzili Wodnika już nie było, gajowy właśnie parzył kawę
- I jak tam? Dobra ta moczarkówka co? W ogóle głowa po niej nie boli. - zaśmiał się Czesiu - chodźcie na kawę. Przed domem na śniegu leży sześć karpi, po dwa dla każdego. Obok leżą wasze choinki.
Napili się kawy i zjedli śniadanie. Gajowy poprosił, żeby nie wygadali się o wodniku i dał im po litrze moczarkówki. Wyszli przed leśniczówkę, spojrzeli na choinki, na flaszki i na karpie.
- Cholera, jak my się z tym wszystkim zabierzemy?

Zdzichy i inne moje wypociny również na blogu.
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

Tomy
Doświadczony ❃
Posty: 1162
Rejestracja: 07 sty 2006, 13:46
Choroba: CU
województwo: śląskie
Lokalizacja: Polska

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Tomy » 07 gru 2010, 14:41

Fiu, fiu... Wodnik i moczarkóweczka :grin: Grzyb, Ty to masz wyobraźnię, szczerze zazdroszczę :prosze:

Tylko tego jakiegoś typowego u Ciebie niespodziewanego zwrotu akcji na koniec, tej wisienki na torcie, zabrakło.

Ale jak coś w końcu wydasz, to i tak pierwszy kupię :)

Natalka
Weteran ✿
Posty: 4895
Rejestracja: 19 kwie 2007, 13:54
Choroba: CD
województwo: lubelskie
Lokalizacja: Lublin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Natalka » 30 gru 2010, 21:24

dopiero dziś dotarłam do kolejnego odcinka przygód Majstra Zdzicha, jak zwykle jest fajoskie,
Tomy pisze:Ale jak coś w końcu wydasz, to i tak pierwszy kupię
a ja jestem fanką nr 2 i też kupię :mrgreen:
Nie istnieją żadne określone potrawy, które zasadniczo wpływają na ciężkość przebiegu lub na rodzaj nawrotu choroby u wszystkich pacjentów.
poradnik żywieniowy Falka

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 20 mar 2011, 17:26

Na ostatnia chwilę. :hyhy:

NUKLEARNY URLOP MAJSTRA ZDZICHA
Majster Zdzich zaczynał właśnie dwutygodniowy urlop kiedy Japonię nawiedziło trzęsienie ziemi i awaria w elektrowni atomowej. Nie przejmował się tym za bardzo, ale Marysia i Ania nie odstępowały telewizora na krok. Oglądały wszystkie wiadomości i kanały informacyjne.
- Zdzisiu. A jak ta radioaktywna chmura tutaj przyjdzie - biadoliła żona - to co my wtedy zrobimy?
- Oj cicho Maryś. Japonia jest za daleko, nic tu nie przyjdzie - próbował ją uspokoić - zbieraj się, idziemy do Czesia na imieniny.
- Idź sam. Ja tu z Anią pooglądam wiadomości.
- No dobra - ucieszył się, przynajmniej nie będzie mu marudzić, że za dużo pije - to idę sam.
Tak się majster u Czesia narąbał, że przenocował u niego. Następnego dnia od rana zaczęli leczyć kaca i znowu popadali jak kawki. Impreza trwała dwa dni, a w międzyczasie radioaktywna chmura zmieniła kierunek i zmierzała w stronę Europy. Marysia wiedziała, że mąż tak szybko od szwagra nie wróci i nie robiła awantury. Właściwie było jej to na rękę, chmura się zbliżała więc mogła w spokoju przygotować się na apokalipsę.
Nie pamiętał jak i kiedy wrócił do domu. Obudziły go dziwne trzaski, tak jakby ktoś co chwilę łamał zapałkę koło jego ucha. Przetarł dłońmi nieogoloną twarz, otworzył oczy i odskoczył przerażony na drugi koniec łóżka. Zamknął oczy i otworzył je ponownie najszerzej jak tylko pozwalał mu na to kac, nie był pewien czy się na pewno obudził. U stóp łóżka stała jego żona ubrana w żółty płaszcz przeciwdeszczowy, czerwone gumowe rękawice po łokcie i zielone gumowce. Na twarzy miała warsztatowe okulary, a na głowie owinięty folią aluminiową kask budowlany. W dłoni trzymała dziwne "pykające" urządzenie którym omiatała stopy męża.
- Jezu, Maryśka! - krzyknął - chcesz żebym dostał zawału. Jak ty wyglądasz, i co to za pykające ustrojstwo tam trzymasz?
- Licznik Geigera.
- Licznik Geigera? - zbaraniał, pamiętał jeszcze ze szkoły, że to miernik promieniowania - skąd ty go w ogóle masz?
- Od mamy. Miała dwa. - Marysia zachowywała stoicki spokój
- Dwa? - wiedział, że teściowa jest ekscentryczką, ale nie podejrzewał jej o posiadanie dwóch liczników Geigera, tylko paranoicy trzymają w domu takie urządzenia.
- No dwa. Kupiła wczoraj w Tesco, były w promocji - Maryśka nie widziała nic niezwykłego w tej rozmowie - chodź stary, muszę cię wykąpać. Jesteś napromieniowany.
Majster już nic nie odpowiedział. Absurdalność sytuacji odebrała mu siły do wszelkiego oporu. Grzecznie pozwolił się wykąpać i wyszorować w wannie wypełnionej brązową mieszaniną jodyny, wszystkich dostępnych detergentów i środków odkażających. Wiedział, że to dopiero początek nieszczęść jakie go dzisiaj spotkają.
- Kochanie, gdzie jest telewizor? - rozglądał się po pokoju - zaraz Małysz skacze
- W piwnicy Misiu
- A lodówka? - zapytał z kuchni wpatrując się z opadniętą szczęką w puste miejsce po lodówce
- Też w piwnicy
- Piwo też?
- Też.
Schodząc do piwnicy po piwo nie był przygotowany na to co zobaczy. Piwnica przeistoczyła się osiedlowy sztab antykryzysowy pod dowództwem charyzmatycznej teściowej. Telewizor nadawał CNN. Teściowa i córka z słuchawkami na uszach za pomocą Skype utrzymywały stały kontakt z podobnymi piwnicami w mieście. Ściany i sufit lśniły oklejone folią aluminiową. W kątach piętrzyły się zapasy hermetycznie pakowanego pożywienia, napojów, kawy i wszystkiego co pozwoli im przetrwać przez rok w przypadku nuklearnej katastrofy. Żona która miała za zadanie monitorowanie poziomu skażenia biegała wokół domu z licznikiem Geigera i co pół godziny składała szczegółowy raport teściowej. Zaaferowana dostrzegła wreszcie zdezorientowanego męża, który przycupnął w kącie przy lodówce. Podeszła i podała mu do wypicia płyn Lugola.
- Łeeh, obrzydliwe - otrząsnął się - czy ty aby ciupkę nie przesadzasz?
Marysia uśmiechnęła się, pocałowała majstra w policzek, uśmiechnęła się zagadkowo i spojrzała w prawo. Podążył oczami za jej wzrokiem i dostrzegł wystające spod koca dobre dwadzieścia zgrzewek piwa. Pocałowała go w drugi policzek wkładając jednocześnie w dłoń pilota od telewizora. Uśmiechnęła się znowu i szepnęła Zdzichowi do ucha.
- Kocham cię Misiu. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Przeżyjemy - pocałowała go jeszcze raz, omiotła dla pewności pykającym licznikiem i wróciła do swoich obowiązków.
Pogodzony z losem uwalił się na stercie poduszek. Chłostany wrogimi spojrzeniami teściowej przełączył telewizor na skoki narciarskie i otworzył piwo. Zanim Małysz wygrał zdążył już osuszyć połowę zgrzewki i usnął. Czekał go najdziwniejszy urlop w życiu.
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 19 cze 2011, 12:45

Kolejny odcinek w męczarniach napisany. :(

Zdzichu, bimber i Chińczycy.

To nie prawda, że Chińczycy zawalili budowę autostrady z powodów finansowych. Przyczyna była bardziej prozaiczna. Załatwił ich bimber Zdzicha.
Majster Zdzich pędził bimber od zawsze. Lubił to i potrafił, był wirtuozem samogonu. Zawsze zabierał ze sobą na budowę swój niezawodny zestaw do destylacji. Wszyscy wiedzieli, że majster pędzi najlepszy bimber w branży. Urzędnicy, kierownicy, BHP-owcy i ochroniarze już nie dawali się przekupić zwykłą flaszką ze sklepu, ale za butelczynę "Zdzichówki" można było załatwić wszystko. Majster destylował dzień i noc, baniaki z zacierem fermentowały radośnie aby zaspokoić rosnący popyt.
Prawdziwe bimbrowe szaleństwo zaczęło się kiedy kierownik Janek pojechał do Chińczyków załatwić pewną ważną sprawę i staropolskim zwyczajem wręczył im butelkę Zdzichówki. Następnego ranka, gdy Janek przyjechał na budowę pod jego kontenerem koczowała już delegacja chińskich budowlańców. Łamaną angielszczyzną wytłumaczyli mu, że "ta alkohol być bardzo dobra" i że oni "chcieć kupić dużo". Na nic zdały się tłumaczenia, że Zdzichówki nie można kupić. Nie było wyjścia, w imię dobrych polsko-chińskich stosunków Janek udał się do Zdzicha.
- Zostało ci jeszcze trochę bimbru?
- Jakieś dwadzieścia litrów.
- Dawaj wszystko, Chińczycy chcą kupić.
- Wszystko? - majster podrapał się po głowie - no dobra, stówa za litr i niech biorą.
Kupili dwadzieścia litrów po stówie za litr i lawina ruszyła. Stary zestaw do destylacji został wymieniony na nowy o wysokiej wydajności i wstawiony do stodoły wynajętej po cichu od miejscowego rolnika. Gospodarka gminy oszalała. Na Chińczykach zarabiali wszyscy. Rolnicy dostarczali Zdzichowi tony owoców i zboża. Sklepy spożywcze sprzedawały dziesięć razy więcej cukru i drożdży. Chodzą słuchy, że to majster Zdzich spowodował ostatni wzrost cen cukru w Polsce. Ożywienie gospodarcze nie uszło jednak uwagi sołtysa i komendanta policji. Majster spotkał się z nimi, poczęstował Zdzichówką i zaproponował udziały w interesie. Trochę się opierali, ale po drugiej flaszce ulegli. Było po kłopocie.
Jak się okazało chińscy budowlańcy potrafili wypić, co niektórzy byli nawet lepsi od naszych. Polacy nie mogli przeżyć, że niepozorni Azjaci przepijali największych wprawionych w bojach polskich zakapiorów. Ich duma nie pozwalała na to aby przejść nad tym do porządku dziennego, więc zorganizowano wielki pojedynek pijaków. Stawką była nasza duma narodowa. Do pojedynku stanął sam niepokonany majster Zdzich. Chińczycy wystawili do walki dwumetrowego dryblasa o imieniu Kong. Choć majster był dużym facetem, to przy Kongu wyglądał niepozornie. Pojedynek nie zapowiadał się dobrze. Pod koniec pierwszego litra majster zaczął przejawiać pierwsze oznaki upojenia, Kong pił niewzruszony. Drugi litr przebiegł w podobnej atmosferze, chiński dryblas siedział prosto i bez mrugnięcia okiem przechylał kolejne pięćdziesiątki bimbru, majster wyglądał coraz gorzej ale dawał radę. Kiedy dotarli do czwartego litra sytuacja wydawała się beznadziejna. Zdzich już prawie na leżąco z wielkim trudem wypijał kolejne kieliszki a Kong nadal pił wyprostowany. W pewnym momencie było już jasne, że następny kieliszek będzie dla Zdzicha ostatnim, wyglądał naprawdę fatalnie, dostał czkawki i spadł z krzesła. Wgramolił się jakoś z powrotem i drżącą ręką chwycił kieliszek.
- No Konguś - wymamrotał - za mamusię
Wypił i pogodzony z porażką marzył tylko o tym aby wreszcie iść spać. Mrużył oczy walcząc ze snem i jak przez mgłę zobaczył jak chińczyk powoli zamyka oczy a jego potężne cielsko opada na stół rozbijając czołem kieliszek. Chińska część widowni ucichła a kaski polskich budowlańców triumfalnie pofrunęły do góry. Majster jeszcze usłyszał okrzyki "Huraa!", "Zdzich na prezydenta" po czym poszedł w ślady Konga i wyrżnął czołem w stół.
Następnego dnia w mediach gruchnęła wiadomość, że chiński wykonawca ma kłopoty z dokończeniem budowy odcinka autostrady. Jednak to nie brak pieniędzy, ale kac był pierwotną przyczyną problemów azjatyckiego wykonawcy. Prawie wszyscy chińscy budowlańcy rozsmakowali się w zdzichowym bimberku. Od miesięcy przychodzili na megakacu do pracy i zamiast zająć się robotą kombinowali jak tu zarobić na następną flaszkę Zdzichówki. Handlowali więc na lewo materiałami budowlanymi. Podchmieleni logistycy organizowali puste transporty, a skacowani księgowi wystawiali zawyżone faktury podwykonawcom. Prędzej czy później musiało to wszystko upaść i upadło.
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

Awatar użytkownika
obyty.z.cu
Doradca CU
Posty: 7790
Rejestracja: 28 lis 2008, 13:48
Choroba: CU
województwo: wielkopolskie
Lokalizacja: wielkopolska- Leszno

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: obyty.z.cu » 19 cze 2011, 15:40

no to mnie zatkało :wink: :razz:
jako budowlaniec stwierdzam,że Zdzich to prawdziwy "fachowiec".
Widać że "zaprawiony" :wink: w bojach :razz:
No swój człowiek ... :razz:
Autor też chyba z branży :razz:
„Przytulanie jest zdrowe. Wspomaga system immunologiczny, utrzymuje człowieka w dobrym zdrowiu, leczy depresje, redukuje stres, przywołuje sen, odmładza, orzeźwia, nie ma przykrych skutków ubocznych, jest więc po prostu cudownym lekiem ..."Każda droga zaczyna się od pierwszego kroku" . https://senmaluszka.pl

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 19 cze 2011, 16:28

obyty.z.cu pisze:Autor też chyba z branży
tak trochę. Z branży usług dla budownictwa. :)
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 12 wrz 2011, 19:27

Kolejny odcinek. Wymęczony, nieudany. :(


MAJSTER ZDZICH NA GRZYBACH.

- Kogo brakuje? - Marek, opiekun firmowej wycieczki na grzybobranie ze zgrozą wpatrywał się w cztery puste miejsca w autokarze. Przeczuwał, że zabieranie budowlańców do lasu to nie jest najlepszy pomysł. Albo się napiją, albo pogubią, albo wszystko na raz.
- Zdzicha nie ma - krzyknął ktoś z głębi autokaru - Jurka, Gienka i Mietka też brakuje.
- Dobra - usiadł zrezygnowany - czekamy jeszcze godzinę i ruszamy.
- Oni tak szybko nie wrócą - odezwała się księgowa Ania - Zdzichu miał ze sobą cztery litry bimbru, na pewno śpią gdzieś pijani.

- Jurek, ty też widzisz dzika - pierwszy obudził się majster
- No widzę - ziewnął Jurek - wyjada grzyby z koszyka Mietka
- Matko jedyna - Zdzichu zerknął na zegarek i zerwał się na równe nogi płosząc dzika - już osiemnasta! O trzynastej mieliśmy wracać. - spojrzał na telefon, dwanaście nieodebranych połączeń. - Dzwonię do Marka, może jeszcze czekają.
Jurek obserwował jak zmienia się twarz majstra podczas rozmowy z opiekunem wycieczki, przyglądał się jak majster z każdą sekundą staje się jakby coraz mniejszy, kaja się i przeprasza. Kiedy wreszcie spocony Zdzich zakończył rozmowę Jurek zapytał.
- I co?
- Ja pierniczę, ale zebrałem :cenzura: . Nie poczekali - otarł pot z czoła - musimy dojść do najbliższej wioski i zorganizować sobie transport do domu. Obudź chłopaków.
Mietek z Gienkiem od razu wytrąbili litr coli na kaca.
- Ej zaraz, zaraz - Jurek wyrwał Mietkowi butelkę - musimy oszczędzać picie, nie wiadomo jak długo będziemy błądzić po lesie - wiesz Mietek w którą stronę mamy iść?
- Eeee, no nie za bardzo - podrapał się po głowie Mietek udając, że myśli
- No właśnie my też nie wiemy. Musimy mieć plan.
Jurek jako namiętny fan programów na kanale Discovery mianował sam siebie przywódcą grupy zabłąkanych grzybiarzy i oszacował zapasy.
- Mamy butelkę wody gazowanej, trochę coli, cztery kanapki z serem, kilka korniszonów i litr bimbru - na dźwięk słowa bimber Mietek z Gienkiem wyraźnie się ożywili - to wszystko musi nam wystarczyć do jutra. Przenocujemy tutaj.
Pozostali spojrzeli na Jurka jak na debila - Jak to przenocujemy? - krzyknęli chórem - Powaliło cię?
Jurek miał niestety rację. Sytuacja nie była wesoła, robiło się coraz zimniej a za półtorej godziny miało się ściemnić. Przydzielił Mietka i Gienka do usunięcia ściółki z miejsca gdzie miało być ognisko. Nie chcieli przecież podpalić lasu. Jurek ze Zdzichem zajęli się przygotowaniem legowiska z gałęzi i trawy. Mietek, Gienek i Zdzichu zadzwonili do swoich żon informując o sytuacji. Jurek jako kawaler nie musiał się nikomu tłumaczyć. Z daleka słyszał jak małżonki wyzywają jego kompanów od pijaków i darmozjadów. Cieszył się, że jest jeszcze kawalerem.

To była ciężka noc. Prawie nie zmrużyli oka. Było tak zimno, że nawet ognisko nie wiele pomagało. Komary cięły niemiłosiernie, a pająki i wszelkie robactwo obłaziło ich regularnie nie pozwalając usnąć. Na dodatek w okolicy nadal grasował dzik który wcześniej wyjadał grzyby z mietkowego koszyka. Gdyby nie bimber nie przetrwali by tej nocy. Alkohol rozgrzał ich i pozwolił na krótki sen. Około szóstej nad ranem kiedy zaczęło świtać budowlańcy zaczęli niemrawo szykować się do poszukiwania cywilizacji. Telepali się z zimna, wszystko ich bolało, byli pogryzieni przez komary i na dodatek mieli kaca. Wyglądali żałośnie. Nasikali profilaktycznie na dogasające ognisko i ruszyli w drogę. Po dwóch godzinach natrafili na leśną ścieżkę, która zaprowadziła ich do wioski. Zadzwonili do żon informując gdzie są i udali się na poszukiwanie sklepu. Mieli nadzieję, że w niedziele będzie otwarte.
- Dzięki ci Panie - westchnął Gienek, kiedy zobaczył otwarte drzwi małego sklepiku - otwarte!
Przyspieszyli kroku i dopadli do lady. Pierwsze piwo wydoili nie odchodząc od lady. Kupili następne piwo, kilka bułek i trochę kiełbasy. Na ławce przed sklepem zjedli śniadanie. Smakowało jak nigdy. Ludzie idący do kościoła z politowaniem patrzyli na czterech meneli pijących pod sklepem. Kończyli właśnie szóste piwo, kiedy pod sklep podjechały dwa samochody i wysiadły z nich trzy kobiety z rządzą mordu w oczach. Miotając obelgami ruszyły w stronę ławeczki. Przypominały zbliżający się huragan, przed którym nie ma ucieczki. Jurek przerażony nadciągającym żywiołem wycofał się do sklepu.
- No chłopaki - Zdzich czekał skulony na nieuchronną egzekucję - najgorsze dopiero przed nami.
- Dobrze, że zdążyliśmy się upić - jęknął Gienek - będzie mniej bolało.
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

Awatar użytkownika
Gottii
Aktywny ✽✽✽
Posty: 971
Rejestracja: 14 kwie 2011, 13:11
Choroba: CU
województwo: pomorskie
Lokalizacja: Pruszcz Gdański
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Gottii » 12 wrz 2011, 20:09

dobre i jakie prawdziwe
Traktuj chorobę jako przyjaciela, a będziecie mogli się nawzajem znieść.

Awatar użytkownika
Ala57
Aktywny ✽✽✽
Posty: 873
Rejestracja: 05 lis 2010, 20:19
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Koszalin

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Ala57 » 12 wrz 2011, 22:41

Z życia wzięte żywcem,sama final takiej imprezy widzialam,na szczęście moj Zdzich budowlańcem nie jest choć na grzyby chodzi i bimber lubi :lol: :lol: :lol: Muszę mu to dać do przeczytania bo fajne i temat na czasie.

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 16 paź 2011, 17:29

Zdzich, wybory i kac gigant.

Majster Zdzich wrócił wczoraj wcześniej od gajowego Pietruchy. Miał zamiar pójść na wybory, nawet załatwił sobie upoważnienie do głosowania w pobliżu budowy w Taplarach. Gdy wychodził od gajowego minął się w drzwiach z szkolnym woźnym Staśkiem, uderzyło go że Stachu wygląda na strapionego.

Obudziło go pukanie do drzwi. Chociaż nie dużo wypił poprzedniego dnia to bolała go głowa i ledwo zwlókł się z łóżka. Doczłapał się w slipach do drzwi, otworzył i natychmiast pożałował.
- Pani dyrektor? - już miał zamiar się schować, gdy zauważył że dyrektorka szkoły przygląda mu się nie ukrywając zainteresowania, wciągnął brzuch i czekał.
- Panie Zdzisławie - zarumieniła się pani dyrektor - mamy poważny problem.
- Proszę wejść - majster nonszalancko poprawił włosy - muszę się ubrać.
- Nie ma czasu panie Zdzisławie - rozpłakała się pani dyrektor - musi pan szybko obudzić pana Stanisława, bo inaczej nie otworzymy szkoły. W szkole jest lokal wyborczy i od dwóch godzin powinien być otwarty. Lekarz nie dał rady otrzeźwić Stanisława, nawet gajowy go nie dobudził. W panu nadzieja panie Zdzisławie.
- Przecież Stachu nie pije - zdziwił się Zdzich
- No właśnie. Nigdy nie zawiódł mojego zaufania, ale wczoraj pokłócił się z żoną i poszedł do gajowego się upić.
- Dobra jedziemy do gajowego.
W samochodzie dyrektorka opowiedziała Zdzichowi, że kilka dni temu w szkole wymieniono wszystkie drzwi wejściowe na takie z cyfrowym zamkiem i żeby wejść trzeba wbić kod. Pani dyrektor przez roztargnienie zostawiła kartę z kodem w swoim gabinecie, a Stachu zamknął drzwi.
- I nie pamięta pani kodu?
- Niestety - znowu się zarumieniła - tylko pan Stanisław zna kod na pamięć.

Zdzich z gajowym Pietruchą stali nad nieprzytomnym Stachem próbując coś wymyślić.
- Rzygał?
- Siedem razy - policzył gajowy - nawet mikstury próbowałem
- I nic? - Zdzichu wiedział, że legendarna mikstura Pietruchy każdego stawia na nogi
- Nic.
- Ciężki przypadek - podrapał się po głowie majster - a o co Stachu pokłócił się ze starą?
- Zapomniał o rocznicy ślubu i wywaliła go z domu.
- Skąd ja to znam? - zamyślił się majster - nie ma wyjścia, musimy sprowadzić jego żonę, tylko ona go dobudzi. Nie ma nic lepszego na kaca giganta jak głos wściekłej żony.

Sprowadzenie Jadwigi, żony Stacha zajęło kolejną godzinę. Miała takiego mega focha, że za cholerę nie chciała słyszeć o jakichkolwiek kontaktach ze swoim mężem. Dopiero patetyczna mowa dyrektorki, że tu nie o Stacha chodzi, ale o dobro państwa i demokrację spowodowała, że Jadwiga zmiękła.
- Wieźcie mnie do tego darmozjada - krzyknęła - ja mu pokażę!
Kiedy zobaczyła nieprzytomnego męża natychmiast w jej oczach błysnęły pioruny gniewu.
- Ty pijaku! - wydarła się Jadwiga - nie dość, że zapominasz o rocznicy, to jeszcze wyglądasz jak ostatni menel!
- Jadziu - Stachu natychmiast zerwał się na równe nogi - Myszko, ja przepraszam, że zapomniałem....
- Zamknij się moczymordo - trzepnęła go lekko w tył głowy - jaki jest kod do drzwi od szkoły?
- Eeee. Jeden, dwa, trzy, cztery - wyrecytował oszołomiony
- Jeden, dwa, trzy, cztery? - złapała się za głowę dyrektorka - Matko! Jaki głupi kod!
- Jaki woźny, taki kod - zauważyła Jadwiga.
- Jadę - westchnęła z ulgą dyrektorka - bo jeszcze wybory unieważnią.

Następnego dnia w leśniczówce Zdzich z gajowym Pietruchą sączyli bimber i oglądali wiadomości. Na tle taplarskiej szkoły dziennikarz relacjonował: "To w tej szkole za mną awaria nowoczesnych elektronicznie zamykanych drzwi spowodowała najdłuższe w historii Polski głosowanie. Dopiero po czterech godzinach, po interwencji techników udało się otworzyć lokal wyborczy w Taplarach. Państwowa Komisja Wyborcza podjęła decyzję o przedłużeniu ciszy wyborczej do pierwszej w nocy."
- Ale dyrektorka im kitu nawciskała - rechotał gajowy - jesteśmy technikami.
- A jak! - uniósł dumnie czoło majster - Jesteśmy technikami kaca.
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 11 gru 2011, 16:08

MAJSTER ZDZICH I ŚWIĄTECZNA APOKALIPSA.

- Kochanie - Marysia z poważną miną odłożyła słuchawkę telefonu - moja siostra wyjeżdża w święta na wesele i przywiezie nam na święta bliźniaki. I królika.
- O Matko jedyna - Zdzichowi włosy stanęły dęba. Marek i Darek byli pięcioletnimi bliźniakami z ADHD. Gdziekolwiek się pojawili siali chaos i zniszczenie. Majster usiadł głębiej w fotelu, włączył mecz w telewizji i zaczął delektować się ostatnimi godzinami spokoju.
Przyjechali w wigilię po południu. Bliźniaki natychmiast z dzikim okrzykiem "wuuujek!!!" rzuciły się na majstra. Kiedy Zdzich próbował uwolnić szyję z bliźniaków Marysia odebrała od siostry instrukcje, torby i klatkę z królikiem. Królik Puszek nie był wcale lepszy od bliźniaków, gryzł wszystko i wszystkich. Kiedy tylko ratlerek Pomponik podbiegł do klatki Puszek rzucił się w jego stronę i morderczym szale zaczął gryźć stalowe pręty klatki. Pomponik skulił ogon i z piskiem schował się pod fotel. Wieczerza wigilijna nie przebiegła spokojnie. Bliźniaki pokłóciły się i zaczęły rzucać w siebie pierogami. Kiedy majster próbował interweniować dostał w czoło pokaźnym kawałkiem karpia w galarecie.
- Spokój - krzyknęła Marysia - bo mikołaj nie przyjdzie i nie przyniesie prezentów!
Podziałało. Marek i Darek uspokoili się i z minami niewiniątek przeprosili wujka. Zjedli grzecznie kolację i czekali na mikołaja. Po wieczerzy Marysia zabrała dzieci na podwórko w poszukiwaniu pierwszej gwiazdki
- O widzicie. Jest! - pokazała palcem punkcik na niebie i rozejrzała się dookoła, maluchów już nie było. Dostrzegła tylko kątem oka jak z niewiarygodną prędkością mkną w stronę domu. Zdzich ledwo zdążył upakować prezenty pod choinką, odwrócił się zobaczył pędzące w jego stronę bliźniaki. Nie zdążył uskoczyć, dzieciaki nie wyhamowały, wpadły na niego i we trójkę wyrżnęli się na choinkę. Nie było co zbierać. Do końca dnia już było spokojnie. Marek i Darek zajęli się prezentami, a Marysia do nocy wyciągała igły świerkowe i fragmenty bombek z pleców i tyłka majstra.
Rankiem pierwszego dnia świąt Zdzich i Marysia spali sobie błogo, gdy nagle obudził ich hałas tłuczonego szkła. Zerwali się szybko z łóżka i pobiegli do pokoju ratować co się da. Okazało się, że mikołaj przyniósł bliźniakom małe zestawy do wspinaczki skałkowej. Natychmiast odkryli w sobie żyłkę alpinisty i postanowili zdobyć najwyższe szczyty w mieszkaniu. Marek wspiął się na szafę. Darek uznał, że fajniej będzie wspinać się po firankach i zasłonach. Firanki w kuchni nie wytrzymały i zerwały się. Firanki w pokoju okazały się mocniejsze, ale metalowy karnisz nie wytrzymał. Zerwał się i wybił okno. Zdzich już zamierzał nakrzyczeć na niegrzeczne dzieci, gdy przez pokój z piskiem przebiegł Pomponik z królikiem na grzbiecie. Spojrzeli na klatkę. Puszek przegryzł plastikowe dno klatki, uwolnił się i zapolował na ratlerka. Bliźniaki znowu zrobiły miny niewiniątek i pomogły posprzątać. Do końca dnia nie działo się już wiele, pies i królik toczyli regularną wojnę a niezmordowane dzieci ganiały się po mieszkaniu i średnio raz na godzinę przewracały choinkę. Wieczorem nie miała już prawie żadnej całej gałęzi.
Drugiego dnia świąt dzieci do południa grzecznie oglądały bajki. Zdzich i Marysia uwierzyli nawet, że mogą na chwilę spuścić je z oczu i zająć się sobą. Siedzieli sobie w kuchni i popijając barszczyk upajali się ciszą. Wtedy Majster coś poczuł.
- Kochanie, chyba coś ci się przypala w piekarniku.
- Przecież ja nic nie piekę - Marysia spojrzała na męża, a on już wiedział
- Choinka! - krzyknęli jednocześnie i rzucili się w stronę pokoju
Choinka płonęła, przyozdobiona watą imitującą śnieg zajęła się w mgnieniu oka. Płomienie sięgały sufitu. Marek przerażony chował się za kanapą, a Darek z zapalniczką w dłoni jak zahipnotyzowany wpatrywał się w ogień.
- Ja. Ja tylko chciałem zobaczyć jak bombka pęka.
Marysia zabrała szybko dzieci na podwórko. Zdzich pobiegł do samochodu po gaśnicę. Był mróz i zamki od Poloneza zamarzły. Nie było czasu na szarpanie się z drzwiami. Mieszkanie płonęło. Chwycił za szpadel, wybił szybę w samochodzie, wydobył gaśnicę i pobiegł w stronę domu. Od choinki zajął się już fotel i telewizor. Gaśnica wystarczyła tylko na choinkę i telewizor. Fotel dogasił wodą. Zawołał żonę i bliźniaki. Usiedli na kanapie i bez słowa wpatrywali się w dymiące zgliszcza. Za godzinę miała przyjechać siostra Marysi odebrać dzieci. Pomponik w końcu uratował swój psi honor i upolował Puszka. Machając ogonem wbiegł do pokoju z królikiem w pysku. Położył białe truchło na mokrym dywanie, podepchnął nosem pod nogi Zdzicha i wskoczył mu na kolana. Majster podrapał go za uchem
- Przynajmniej ty miałeś udane święta.
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

Natalka
Weteran ✿
Posty: 4895
Rejestracja: 19 kwie 2007, 13:54
Choroba: CD
województwo: lubelskie
Lokalizacja: Lublin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Natalka » 11 gru 2011, 16:28

też kiedyś podpaliłam choinkę :mrgreen:
no to spokojnych Świąt Grzybie :wink:
Nie istnieją żadne określone potrawy, które zasadniczo wpływają na ciężkość przebiegu lub na rodzaj nawrotu choroby u wszystkich pacjentów.
poradnik żywieniowy Falka

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 11 gru 2011, 16:30

Spokojnych świąt Natalko. Uważaj na choinkę. :hyhy:
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja i Proza”