Kolejny odcinek
MAJSTER ZDZICH NA RYBACH
Zdzich był zapalonym wędkarzem. Całą ścianę w jego garażu zajmowały atrybuty wędkarza. Zasuszone głowy szczupaków i sumów, zdjęcia z rybami, medale oraz wielkie logo koła wędkarskiego, którego był prezesem. Każdy wolny kąt zajmowały dziesiątki wędek, podbieraków, przynęt, kaloszy, kamizelek i innych przyrządów których przeznaczenia laik nie odgadnie.
Ku utrapieniu żony prawie co weekend przywoził do domu kilogramy ryb, których oczywiście nie zamierzał skrobać i oprawiać. Lodówka, zamrażarka i piwnica uginały się pod ciężarem ryb we wszelkich postaciach. Aby uporać się z nadmiarem efektów mężowskiej pasji Marysia obdarowywała rybami rodzinę, znajomych i sąsiadów, którzy też czasami mieli już dość ryb i obdarowywali nimi swoich znajomych.
Jedli właśnie obiad gdy Zdzichu znienacka wypalił:
- No dziewczyny zabieram was w długi weekend na ryby - Zdzich postanowił zarazić wędkarską pasją żonę, która sparaliżowana nagłym pomysłem męża upuściła w brzękiem widelec na talerz i córkę Anię, której szczęka opadła prawie na stół - wykupiłem domek nad jeziorem, w czwartek wyjeżdżamy.
Dojechali na miejsce późnym wieczorem, rozpakowali się trochę, zjedli szybką kolację i zmęczeni poszli spać. O czwartej rano krzątający się po domku Zdzich obudził pozostałych
- Tato, jest czwarta - wrzeszczała Ania ze swojego pokoju - miej litość, mamy wolne!
- Wstawaj wstawaj, rybki czekają - wesoło zawołał tata a Ania w geście rozpaczy zarzuciła kołdrę na głowę mając nadzieję, że będzie dane jej jeszcze pospać.
Gdy dotarli nad brzeg jeziora była piąta. Znaleźli piękne miejsce z parą pomostów blisko siebie. Zdzich jako profesjonalista zajął się przygotowaniem miejsca. Biegał, rozstawiał krzesełka, rozkładał wędki, szykował przynęty i wrzucał zanętę do wody uśmiechając się ukradkiem pod nosem, sobie przygotował najlepszą, najpewniejszą zanętę i wiedział, że dziewczyny brzydzą się robaków i będą łowić na przynęty roślinne, "pokażę im jak się łowi" myślał.
Zdzich zajął lewy pomost, Marysia i Ania razem ulokowały się na prawym i zaczęło się wielkie wędkowanie. Początki były obiecujące, złowił kilka niedużych leszczy i okonka podczas gdy dziewczyny motały się próbując zarzucić porządnie wędki. Jednak gdy tylko doszły do jako takiej wprawy sytuacja się odwróciła, Zdzichowi ryby przestały brać, a Marysia i Ania zaczęły wyciągać jedną po drugiej. Nie znały się na gatunkach więc zaczęły zadawać irytujące pytania.
- Tato co ta za ryba, taka zielona, oj ale ma śluzu?
- Lin córeczko.
- Zdzisiu, a taka płotka z czerwonymi płetwami?
- Krasnopiórka Marysiu, albo wzdręga.
I tak dalej i tak dalej. Dziewczyny łowiły jak szalone i zadawały dziesiątki pytań
- Tato. A jak spławik się położył to też mam zacinać?
- Możesz Aniu, możesz - radził coraz bardziej zrezygnowany Zdzichu patrząc na swoje nieruchome spławiki, a Ania idąc za radą ojca zacięła
- Oooo mam, och ale duża - powalczyła kilka minut i wyciągnęła prawie dwukilogramowego Leszcza.
Po chwili jeszcze większą rybę miała na koncie Marysia. To dobiło Zdzicha, amatorki łowiły duże ryby a on profesjonalista miał w siatce zaledwie kilka małych rybek, przygryzał wargę z wściekłości, jego reputacja wisiała na włosku.
- Łapcie, łapcie dziewczyny. Ojciec poluje na naprawdę dużą rybę, profesjonaliści nie zajmują się drobnicą - tłumaczył się pokrętnie, choć zazdrościł im jak diabli. "Co jest? Mam najlepszą zanętę, robaki, o co chodzi?" myślał zdesperowany. Zaczął zmieniać przynęty, kombinował z głębokością, zakładał najlepsze spławiki, haczyki, podsypywał zanęty i nic - spławiki ani drgnęły, podczas gdy siatki na pomoście obok zapełniały się w zatrważającym tempie.
Zbliżała się pora obiadu i trzeba było kończyć. Zdzich miał już serdecznie dosyć, na dodatek Ania w odwecie za wczesną pobudkę zaczęła pastwić się nad ojcem.
- I co Tata, ile masz ryb? Ja mam chyba ze trzydzieści. - z dziką satysfakcją smakowała swój triumf
- Eeee tam - samopoczucie Zdzicha sięgało dna, zaczął zwijać wędki.
- Zbierajcie się, trzeba iść na obiad.
Zwinął już cały sprzęt i kiedy wziął do ręki ostatnią wędkę spławik nagle zanurkował pod wodę. Zdzich zastygł w bezruchu obserwując tańczący pod wodą spławik i powoli podkręcał luźną żyłkę, odczekał chwilę i zaciął. Opór jaki poczuł nawet jego zaskoczył, na haczyku była ogromna ryba.
- Maryśka podbierak! Ania wyciągaj aparat!- krzyczał a adrenalina dodawała mu sił. Po dwudziestominutowej walce wyciągnął ośmiokilogramowego karpia, zasapany i szczęśliwy położył rybę na pomoście
- Mówiłem, że nie zajmuję się drobnicą - wysapał szczęśliwy nie odrywając wzroku od gigantycznego karpia.
W czasie walki z wielką rybą Zdzich trącił nogą słoik z robakami, który sturlał się z pomostu i spadł na brzeg, pokrywka odpadła i z wnętrza wypełzła ogromna rosówka a za nią mała zielona dżdżownica
- Zagęszczaj ruchy Ludwik, wiejemy - wrzeszczała Matylda - wiejemy.