Opowiadanie Grzyba - debiut

Wiersze, wierszyki, opowiadania, forumowele, twórczość własna i nie tylko

Moderatorzy: Anette28, Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
CatAnn
Znawca ❃❃
Posty: 2318
Rejestracja: 20 sty 2009, 19:24
Choroba: CD
województwo: pomorskie
Lokalizacja: Wejherowo
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: CatAnn » 11 gru 2011, 17:11

O reeety, apokalipsa to genialne określenie :mrgreen:
Ulepimy dziś bałwana, Cudusiu...?
Rozpoznanie: czerwiec 2003 - CD. Stan: remisja, anemia, depresja, zab. adaptacyjne. Wzrost, waga: 166 cm, 52 kg. Leczenie: CSK MSW. Leki: adalimumab, mesalazyna, wenlafaksyna, lamotrygina.

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 13 lut 2012, 22:26

Zdzich, demonstracje i Taniec z gwiazdami.

Mały posterunek policji na peryferiach stolicy nigdy dotąd nie był tak oblegany. Tabuny dziennikarzy w wozach transmisyjnych czekały pod posterunkiem na bohatera.
Dwumetrowy Zdzich z podbitym okiem i opuchniętą wargą wyglądał jak ranny King Kong pośród zgrai rozczochranych nastolatków, z którymi dzielił celę. Był dla nich bohaterem.
- Jest pan dla nas bohaterem panie Zdzisławie - powiedział niedoszły zięć do majstra - uratował pan demonstrację w obronie wolności słowa. Pobyt z panem w celi to zaszczyt dla nas wszystkich - pozostali aresztanci pokiwali poobijanymi i rozczochranymi głowami potwierdzając słowa niedoszłego zięcia.
- Zamknij się gówniarzu - uśmiechnął się przez obolałą wargę majster, był dumny z chłopaka Ani - to wszystko przez ciebie.

Dzień wcześniej majster oglądał Teleekspress. Kiedy zobaczył własną córkę w telewizji szlag go trafił. Przytulona do swojego chłopaka wrzeszczała coś i wymachiwała transparentem "Nie dla ACTA".
- Maryśka! - wydarł się Zdzich - jak ma na imię chłopak Ani?
- Czego się drzesz - Maryśka wyszła zaniepokojona z kuchni - Krzysiek.
- Krzysiek powiadasz? - majster stał już w drzwiach i dopinał kurtkę - dobrze, że mi przypomniałaś bo właśnie jadę go zabić!

Demonstracja przeciwko porozumieniu ACTA trwała sobie w najlepsze do czasu, aż pseudokibice i bojówkarze różnej maści postanowili zrobić zadymę. Bandy łysych dresiarzy zaczęły wszczynać bójki z demonstrantami. Manifestacja przerodziła się w regularną wojnę między zadymiarzami, policją i przeciwnikami ACTA. Pośród chaosu majster Zdzich szukał swojej córki. Był wściekły, wiedział że ten kurduplowaty Krzysiek sprowadzi Anie na złą drogę. Brnął przez rozszalały tłum z myślą, że dopadnie gówniarza i sprawi mu lanie. Przeciskał się mozolnie przez tłum krzycząc "Ania, Ania". Wreszcie, w największym zamieszaniu, w epicentrum zadymy dostrzegł swoją córkę. Siedziała skulona na ziemi,a Krzysiek obejmował ją i osłaniał swoim mizernym ciałem przed rozszalałymi dresiarzami.
- Ania! - Wydarł się Zdzich. Mimo ogłuszającego jazgotu usłyszała ojca i ich spojrzenia spotkały się. Przerażenie w oczach córki dodało Zdzichowi nadludzkich sił. Ruszył przez tłum jak przecinak miotając na boki tymi, którzy stanęli mu na drodze. Kiedy dotarł do celu oprawcy zdążyli już dopaść Krzyśka. Chwycił córkę i przytulił jak nigdy dotąd
- Trzymaj się za moimi plecami - krzyknął i zabrał się za ratowanie zięcia, którego jeszcze przed chwilą chciał ukatrupić. Chwycił dwóch dresiarzy, którzy kopali chłopaka. Podniósł ich do góry, zderzył ich głowami i bezwładne ciała rzucił na boki. W tym czasie zięć wstał i kopem w krocze obezwładnić napastnika, który zamierzał zaatakować majstra kijem baseballowym. Majster już miał dokończyć dzieła z baseballistą, kiedy zięć powstrzymał jego rękę.
- Teść pozwoli - spojrzeli sobie w oczy, po czym zięciu szybkim ciosem powalił dryblasa.
- Noo! - Zdzich po raz pierwszy spojrzał z podziwem chłopaka Ani - Zabierz ja stąd, ja ich zatrzymam.
Dresiarze zorientowali się, że coś nie gra i rzucili się na Zdzicha. Walczył jak lew i rzucał nimi na lewo i prawo. Heroizm i brawura Zdzicha dodały demonstrantom odwagi. Zrozumieli nagle, że mają przywódcę. Ruszyli do boju i obsiedli napastników jak muchy zmuszając do odwrotu. Wtedy wkroczyła policja. Majster został aresztowany i wrzucony do radiowozu. W środku siedział Krzysiek z rozciętym łukiem brwiowym.
- Co ty tu robisz?
- Zostawiłem Anię w akademiku i wróciłem ratować teścia.

- Dlaczego los pokarał mnie mężem bohaterem? Kiedy te sępy dadzą nam spokój? - Marysia miała już dosyć wywiadów, dziennikarzy i polityków. Odwiedzili już wszystkie studia telewizyjne. Byli u premiera. Odwiedził ich prezydent. Mieli dosyć sławy. Marzyli o ciszy i spokoju.
- Aj cichaj Maryś - westchnął Zdzich - przynajmniej Ania dostała się do "Tańca z gwiazdami".
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 21 lip 2012, 01:02

Majster Zdzich i Shakira

- Nie kitujesz, że znasz ukryte przejście? – Jurek nie mógł uwierzyć, że na żywo obejrzy jak Polacy grają z Hiszpanami w półfinale Mistrzostw Europy.
- Kochany – majster spojrzał pewnie na Jurka – ja budowałem ten stadion. Architekt to stary pijak. Za klika litrów bimbru wprowadził małą poprawkę do projektu stadionu. Narysował oświetlony tunel i pomieszczenie pod lożą prasową. A teraz patrz na to.
Majster nacisnął i obrócił w prawo dwie cegły w murze, przy którym stali. Coś zgrzytnęło i płyty chodnikowe pod nogami Jurka rozsunęły się. Jurek ledwo uskoczył. Pod jego nogami ukazały się schody.
Jurek już zamierzał się zdziwić, kiedy za jego plecami czarna limuzyna z piskiem opon uderzyła w drzewo za jego plecami. Furgonetka która jechała za nią rozbiła się o tył limuzyny. Z limuzyny wyskoczyła drobna blondynka i z dzikim okrzykiem „Help!” ruszyła w stronę oszołomionych budowlańców. Nie wyhamowała i wepchnęła ich do dziury, którą przed chwilą otworzył majster. Sturlali się po schodach i wylądowali na betonowej posadzce. Wejście zatrzasnęło się.
Pierwszy ocknął się majster. Blondynka waliła drobnymi piąstkami w betonową płytę u szczytu schodów
- Help! Help!
- Ona chyba nie nasza – Jurek usiłował się podnieść i zauważył, że z torebki wystaje książeczka „Rozmówki angielsko-polskie”.
- Dawaj to – Zdzich przewertował książeczkę i krzyknął w stronę blondynki – Hej Lady. We are friends, Don’t Worry!
Blondynka ucichła. Przestała walić piąstkami w beton i powoli podeszła do Zdzicha. Wyjęła mu z dłoni rozmówki i zaczęła przeglądać.
- You are the terrorist? – rozmówki wędrowały z rąk do rąk.
- No, we are fans.
Jurek nie rozumiał za bardzo o czym gadają, więc zaczął się przyglądać blondynce. Im bardziej się przyglądał tym większe miał wrażenie, że skądś ją zna. I nagle go olśniło.
- Ty jesteś Shakira? – zapytał nieśmiało
- Yes! – Shakira zrozumiała bez tłumaczenia – my boyfriend Pique play match today.
- Aaaa – Jurek też zrozumiał – Piket, ten piłkarz, to twój facet.

Wejście się zatrzasnęło, nie dało się otworzyć więc ruszyli do pomieszczenia pod lożą prasową.
- O w mordę Zdzichu – Jurek z opadniętą szczęką biegał po pomieszczeniu wyposażonym w pełną piwa lodówkę i kanapę. Na stoliku piętrzyły się paczki z chipsami, orzeszkami i biało-czerwonymi szalikami.
- Wooow! – pisnęła Shakira – excellent!
Majster otworzył wielkie okno i po chwili zaczął się mecz. Widowisko było wspaniałe. Akcja za akcją. Strzały, słupki i parady bramkarzy. Shakira, Jurek i Zdzichu żarli chipsy i doili browary. Bariera językowa zniknęła, liczyły się emocje. Po golach Shakira rzucała się w objęcia Jurka. Do przerwy był remis dwa do dwóch.
- Jurek, show me where the toilet – Shakirę przycisnęło
- Co?
- Ona chce do kibla – wyjaśnił Zdzich
- Chodź mała, pokażę ci kibel – zniknęli za drzwiami.
Wrócili pod koniec drugiej połowy, rozczochrani niezgrabnie poprawiali ubrania.
- Jak tam mecz?
- Eeee. Kicha. Hiszpanie prowadzą cztery do dwóch – majster przyjrzał się Jurkowi. Micha cieszyła mu się jak nigdy – Coś mi się wydaje, że nie tylko Hiszpanie strzelali gole w drugiej połowie.
- Aj tam, aj tam – zarumienił się Jurek.
- Aj tam, aj tam – powtórzyła Shakira, chociaż nie rozumiała słów to wiedziała o czym rozmawiają.

Półfinał dobiegł końca. Polacy przerypali pięć do dwóch.

Policja wezwana przez paparazzi z furgonetki sforsowała w końcu tajemne wejście do tunelu, wtargnęła do pomieszczenia pod lożą prasową i powaliła brutalnie Zdzicha i Jurka na podłogę. Stado policjantów otoczyło Shakirę, zanim ją wyprowadzili zdążyła krzyknąć
- Jurek call me. I’ll be wating baby.
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

Awatar użytkownika
Grzyb333
Doświadczony ❃
Posty: 1075
Rejestracja: 10 mar 2008, 13:49
Choroba: CU
województwo: zachodniopomorskie
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

Re: Opowiadanie Grzyba - debiut

Post autor: Grzyb333 » 05 lis 2012, 21:00

Majster Zdzich kontra Komornik

- Nie możesz wyjechać - opatulony w koc komornik Jan Sknera próbował powstrzymać swoją żonę przed wyjazdem do matki - kto mi będzie gotował obiadki?
- A na czym mam gotować? - żona komornika aż trzęsła się z wściekłości - Nie ma gazu, nie ma prądu. Nawet samochodu nie mam żeby pojechać po chleb. Albo do niego zadzwonisz, albo mieszkaj sobie sam w tej zimnicy! - trzasnęła drzwiami taksówki i Jan Sknera został sam.
- Przecież wiesz, że nie mogę zadzwonić! - krzyknął za odjeżdżającą taksówką - Nie mogę przegrać z jakimś budowlańcem. Jestem komornikiem! To ja mam władzę!

Wszystko zaczęło się od pomyłki urzędnika sądowego. Popełnił błąd w przepisywaniu danych dłużnika i wystawił nakaz eksmisji na niewłaściwy adres. Na adres majstra Zdzicha. Zdzich zareagował jak na majstra przystało, wywlókł komornika za fraki z podwórka i wrzucił do kałuży przed posesją. Komornik nie potrafił znieść takiej zniewagi i poprzysiągł sobie, że zniszczy Zdzicha. Kiedy majster został oskarżony o pobicie i znieważenie urzędnika państwowego na służbie, nie wytrzymał i zadzwonił do Sknery:
- Pan Zdzisław? - odebrał komornik z wyraźną satysfakcją w głosie - Mówiłem, że zadarł pan z niewłaściwym człowiekiem. Czy pan wie jakie ja mam znajomości?
- Słuchaj Sknera - Zdzich mówił spokojnie i powoli - mam głęboko w dupie kogo ty tam znasz. Chciałem tylko cię poinformować, że najpóźniej za miesiąc zadzwonisz do mnie z przeprosinami i wycofasz oskarżenie.

Sknera patrzył na słuchawkę jak zaczarowany. Żyła na czole pulsowała mu szaleńczo. Jeszcze nikt go tak nie obraził. Nikt! Oczami wyobraźni widział jak puszcza Zdzicha z torbami i osobiście licytuje jego dom za grosze. Telefon zadzwonił ponownie. Komornik chwycił słuchawkę i wrzasnął
- Słuchaj Gnido, zniszczę cię...
- Gnido? - kobiecy głos w słuchawce wrzasnął jeszcze głośniej, Sknera położył uszy po sobie - jak ty się odzywasz do żony?
- Przepraszam Rybciu - kajał się Sknera - czekałem na telefon od dłużnika
- Nie piernicz tylko przyjedź po mnie, zholowali mi samochód. Policjant znalazł jakieś luzy w kierownicy i zabrał dowód rejestracyjny.
W warsztacie Sknera dowiedział się, że naprawa będzie bardzo droga, a na części trzeba będzie poczekać miesiąc.
- Ale jak chce pan przyspieszyć to musi pan zadzwonić do wie pan kogo - zawołał mechanik za odjeżdżającym komornikiem.
To był dopiero początek nieszczęść Sknery. Dwa dni później komornik nie wypił porannej kawy bo gaz odcięli i zaspany prawie wjechał do wykopu jaki powstał przez noc przed jego bramą.
- I jak ja mam teraz wyjechać?
- Z gazem nie ma żartów panie – odpowiedział pracownik gazowni gasząc butem papierosa – dostaliśmy w nocy zgłoszenie, że gaz się ulatnia. Musimy wymienić kawał rury. Za miesiąc skończymy.
- To gazu też przez miesiąc nie będzie? Jest styczeń, mróz, a je bez gazu nie mam ogrzewania. I nie mam jak wyjechać na ulicę.
- Właściwie to tak – zadumał się gazownik – no chyba że...
- Taak? – nadstawił ucho Sknera
- No chyba, że zadzwoni pan do wie pan kogo.
Dopiero w taksówce Sknera zaczął podejrzewać od kogo może chodzić. Do kogo powinien zadzwonić, do tego jak mu tam? Zdzicha! Cały dzień w pracy nie mógł się skupić. Obdzwonił gazownię, warsztaty samochodowe i wszędzie usłyszał, że miesiąc. No chyba że zadzwoni do wie kogo.

Po trzech tygodniach Jan Sknera znienawidził słowo „miesiąc”, a na słowo „wie pan kogo” dostawał konwulsji. Do pracy dojeżdżał taksówką, żona wyjechała do matki, w domu nie miał gazu i ogrzewania a na dodatek odcięli mu prąd. W Enei dowiedział się od dyrektora, że naprawią za miesiąc, no chyba że zadzwoni do...
- Wiem :cenzura: kogo! Wiem. - trzasnął drzwiami i wyszedł zrezygnowany.
Te same słowa wykrzykiwał wychodząc z gabinetów Wójta, Komendanta Policji i Senatora. Ale Sknera nie zamierzał odpuścić. Korzystał już kilka razy z usług miejscowych gangsterów, którzy zmiękczali najbardziej opornych dłużników. Umówił spotkanie z szefem lokalnej mafii.
- Cześć Bolo – komornik jeszcze nigdy tak się nie cieszył na widok kryminalisty – jest robota.
- Uprzedzono mnie Sknera, że przyjdziesz – Bolo poprawił dres i podrapał się po tatuażu z czaszką na ogromnym karku.
- Jak to? Kto?
To nie wiesz, że jestem siostrzeńcem wiesz kogo? - Bolo uśmiechnął się złowieszczo i poklepał Sknerę po ramieniu – wiesz, gdzie masz zadzwonić. Zostały ci dwa dni.
Z komornika zeszło całe powietrze. Nigdy dotąd nie czuł się tak bezsilny.

Dwa dni później komornik obudził się w bojowym nastroju. Obiecał sobie, że się nie podda, że przetrzyma a potem załatwi tego budowlańca. Mróz puścił i wyszło słońce. Wyszedł przed dom i zobaczył geodetów za bramą.
- A co panowie tu mierzą?-
- Wytyczamy teren pod obwodnicę, wszystko tutaj będzie wyburzone – geodeta uśmiechnął się pod nosem – no chyba, że...
- Wiem! - poranny bojowy nastrój pękł jak bańka mydlana.
Sknera usiadł zrezygnowany na śniegu, wyciągnął z kieszeni telefon i wykręcił numer, który śnił mu się codziennie przez ostatnie dwa tygodnie:
- Pan Zdzisław?
GrzybaBlog - http://graforoman.wordpress.com/ Darwin się mylił. Ja nie pochodzę od małpy. Ja pochodzę od Purchawki :E

ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja i Proza”