Opisywałam swoje problemy i smutki, bo musiałam to z siebie wyrzucić gdzieś niejako publicznie, a wzmianka o dzieciach i wnukach to był niewinny dodatek, ot taka ciekawostka, a tu taka dyskusja z tego się zrodziła
Ogólnie to samo pisanie na forum dawało mi jakąś ulgę... - ja naprawdę zdaję sobie sprawę, że moje żale nikogo tutaj nie interesują
Po pierwsze - absolutnie nie chciałam nikogo urazić, więc nie denerwujcie się, ja szanuję wszystkie poglądy.
Dla mnie takie rozmowy są bardzo ciekawe zresztą
Po drugie:
Ja mam osobiście sporo szczęścia.
Zakochałam się na amen od pierwszego wejrzenia w cudownym człowieku, którego kocham nad życie - serio i dosłownie.
I wiem, że on mnie kocha tak samo mocno.
To jest dla mnie podstawa
wszystkiego, jesteśmy dla siebie nawzajem najważniejsi.
Po kilku latach razem zdecydowaliśmy się na dziecko i od razu wszystko się udało - mamy zdrową, mądrą, wspaniałą córkę.
Już dawno temu tutaj gdzieś pisałam, że marzyłam o trójce dzieci.
To prawda, ale w czasie ciąży czułam się tragicznie, a podczas bólu porodowego powiedziałam mężowi, że "zabiję go, jeżeli jeszcze raz zrobi mi coś takiego".
Zapamiętał to...a zresztą ja nadal mam takie podejście.
Moglibyśmy mieć więcej dzieci, pod każdym względem, ale...ja nie chcę przeżywać kolejnej ciąży i kolejnego porodu.
I to jest egoizm, zdaję sobie sprawę z tego.
Po trzecie:
Pandziaak pisze:a ja się nie zgodzę z Tobą, dzieci dorastają, odchodzą i zakładają rodziny, to małżeństwo jest ważne, to o nie trzeba dbać, ludzie często o tym zapominają i przerzucają cała uwagę i miłość na dzieci, a gdy dzieci stają się dorosłe wyfruwają z gniazda nie ma co ratować zostają zgliszcza, zgryzota i samotność
Dzieci po prostu trzeba kochać właściwie, a nie robić z nich sens rodziny czy życia.
Zresztą nie ma sensu życia, nie ma potrzeby wyjaśnienia tego, tylko życiu trzeba nadać sens.
100% racji, tak dokładnie jest.
I to nie jest moje i np. Pandzi zdanie, tylko obiektywna prawda, fakt.
Jacekx pisze:Miałem nie pisać sorry bo mi smutno ... ale nie wytrzymałem na takie herezje które podkreśliłem w powyższym cytacie na niebiesko.
Mam nadzieję, że fakt, że Cię wkurzam w pewnych aspektach życiowych, nie wpłynie na Twoje odpowiedzi do mnie w innych tematach
Jacekx pisze:Dzieci/wnuki to nie dodatek a sens Rodziny
Małżeństwo to może być dodatek tak jest dla mnie i wielu Facetów z mego Klanu.
To, co opisałeś, ma nazwę w psychologii, psychiatrii i psychoterapii - OVERPARENTING.
Baaaardzo krzywdząca postawa (przede wszystkim krzywdzi dzieci właśnie! - poczytaj o tym) i szkodliwa społecznie - wygoogluj sobie.
Zawsze nas (mnie i męża) rozkładał na łopatki wątek z wielu seriali i filmów:
Żona w zagrożonej ciąży i mężowi lekarze każą zdecydować - "ratować żonę czy dziecko?".
Co to jest w ogóle za dylemat?!
Współczuję serdecznie takiego męża, który by wybrał dziecko!
A kogo z pożaru by mój uratował w pierwszej kolejności (nasza dyskusja kiedyś) - oczywiście, że MNIE.
Spróbowałby inaczej tylko!
Jacekx pisze:Bycie w układzie 2+0 albo pozostawanie w nim to dla mnie egoizm albo nieszczęście .
Nieszczęście to na pewno nie.
Byłam przeszczęśliwa w układzie 2+0.
Super, że mamy córkę, ale z nim (we dwoje) czułam się równie spełniona.
Może dlatego, że on jest jakby stworzony na specjalne zamówienie dla mnie
Pamiętam idealnie moment, w którym go pierwszy raz usłyszałam - pomyślałam wtedy "przecież nie można aż tak zabójczo wyglądać i jednocześnie być inteligentnym"
Swoją drogą to Twoje zdanie rani osoby, które pragną dziecka, a im się nie udaje.
Adopcja oraz in vitro to ciężkie i kontrowersyjne tematy, nie każdy ma na to ochotę, a Ty nazywasz tych ludzi nieszczęśliwymi egoistami.
S_Gosia pisze:To tak jakbym teraz zostawiła chorego Krzysia w szpitalu w chorobie - męcz się sam - bo Ty, to tylko dodatek do mojego męża, który jest najważniejszy.
Pewnie, że oboje dbamy o córkę najlepiej, jak umiemy.
Nigdy nie zostawimy jej samej z jakimś problemem, w trudnej sytuacji.
Zawsze będzie mogła na nas liczyć. To jest jasne i oczywiste.
S_Gosia pisze:Dla mnie, ale to dla mnie, cała nasza 4 jest najważniejsza bez wyjątku.
My mamy inaczej jednak...
Jestem przede wszystkim
żoną.
Na
drugim miejscu matką.
On myśli identycznie - rozmawialiśmy o tym wielokrotnie.
Wg nas to jest
fundament szczęśliwej i prawdziwej rodziny.
Czy tylko wg nas?
Parę linków zatem, tylko przykładowo, bo tego jest mnóstwo - jeśli kogoś temat interesuje:
http://www.psychologiakobiety.pl/psycho ... azniejszy/
http://adonai.pl/malzenstwo/?id=64
http://dzieci.pl/kat,1024231,title,Koch ... aid=61923e
http://www.wartobycmezem.pl/2016/04/dla ... za-od.html
Dzieci
uzupełniają miłość, wzbogacają ją, ale to żona/mąż są najważniejsi - potwierdzi to KAŻDY psycholog, psychiatra, psychoterapeuta, terapeuta par, seksuolog, ksiądz, kościół i...WSZYSCY.
Małżeństwo to fundament i rdzeń - każdy profesjonalista to powie, bo to PRAWDA.
Jeśli ktoś myśli inaczej...ok, nic mi do tego, mi to nie szkodzi i nie przeszkadza.
Ale się myli i tyle.
Wg mnie to są bardzo ważne cytaty np.:
"Fakt, że rodzice stawiają siebie na pierwszym miejscu, nie oznacza bynajmniej, że dziecko czuje się odrzucone. Wręcz przeciwnie. Dziecko widząc kochających się rodziców, którzy wyznaczają jasne zasady i granice, chętnie podda się tym zasadom, bo one dadzą mu ogromne poczucie bezpieczeństwa, ale także nabierze odwagi w podejmowaniu życiowych wyzwań, będzie bardziej samodzielne i niezależne."
"W momencie pojawienia się pierwszego dziecka, my kobiety, często przenosimy lokatę uczuć z męża na słodkie niemowlę, tłumacząc sobie, że miłość do dziecka jest tą jedyną czystą i prawdziwą miłością, która będzie wiecznie trwać i dzięki której nigdy nie będziemy same. Nic bardziej mylnego. To pierwszy krok do tragedii dziecka i ogromnej samotności matki."
"Z kolei dziecko traktowane przez obojga rodziców jako najważniejsze, zostaje z automatu wcielone w trójkąt małżeński. Relacja między małżonkami coraz bardziej się rozluźnia, na rzecz związku uczuciowego pomiędzy matką i dzieckiem, oraz (z nieco mniejszym nasileniem) pomiędzy ojcem i dzieckiem. Na pewnym etapie funkcjonowania tego trójkąta, związek między żoną i mężem utrzymuje się wyłącznie dzięki dziecku, pełniącemu funkcję komunikatora oraz bufora. Dziecko tak bardzo kochane przez obojga rodziców, nagle zaczyna cierpieć z powodu nerwicy lub lęków. Dlaczego tak się dzieje? Dziecko nie jest w stanie unieść balastu, jaki zrzucają na niego rodzice. Przecież ono doskonale czuje odpowiedzialność jaką mniej lub bardziej świadomie obarczają je rodzice – odpowiedzialność za ich małżeństwo. To ciężar, którego dziecko nigdy nie powinno nieść, a niestety bardzo często niesie."
"Od dnia zawarcia ślubu najważniejszą osobą dla męża staje się żona, a dla żony - mąż! Zdarza się, że tą hierarchią poważnie zachwieją narodziny dziecka. Niejedna kobieta, jeszcze będąc w ciąży, traktuje swojego męża jak najważniejszą osobę w swoim życiu, ale zapomina o tym zaraz po przyjściu na świat maleństwa - wówczas to ono staje się najważniejsze. Nie! Takie postawienie sprawy jest dużym zagrożeniem dla małżeństwa."
"Dziecko jest kimś ważnym, ale najważniejszy jest współmałżonek. Niestety, często podstawą więzi staje się obecność dziecka, a nie przymierze małżeńskie. W podobny sposób trzeba rozumieć kolejną zależność: najpierw małżeństwo, a następnie rodzicielstwo."