I już po szpitalu. Spędzone 3,5 tygodnia. Zaliczone masę kroplówek, 3 dni bez jedzenia, antybiotyki, przeciwkrwotoczne, sterydy i COVID w prezencie. Tydzień w Pruszkowie na internie, reszta w MSWiA, do którego dostałem się tylko dzięki covidowi (kto mówi że to pech?
).
Spojrzenie na pobyt w szpitalu troche psycholoiczne - każdy dzień był wart tego, żeby poświęcić trochę życia. Na szczęście rodzina dała sobie beze mnie radę i mogłem w spokoju zająć się sobą. Poza leczeniem oczywiście szpitalu mamy cały dzień na siebie. Nauczyłem się podstaw e-commercu, wszedłem w rynek kryptowalut, zamwóiłem części do auta, na które czekało chyba rok i... nauczyłem się piec ciasta z youtuba
Dzisiaj strzelam po 3-6 ciast w tygodniu ku uciesze mojej rodziny, no i mnie samego bo sam zjadam chyba większość hehe. Gdyby ktoś powiedział mi że mam iść na 3,5 tyodnia do jednej sali szpitalnej to bym się pewnie pochlastał ale złe wiadomości dawkowane stopniowo nie są tak straszne jak z jednego strzału
W szpitalu już kilka dni po dowaleniu mi sterydów jelita same się zaczęły regulować i "ozdrowiałem" w moment. Mimo kilkudniowego zdychania od covida pod tlenem moja euforia była niemierzalna - w końcu pierwszy raz od roku mogłem normalnie pójść do WC. Kto osiągnął remisję ten penie rozumie.
Na oddziale covidowym niezły folklor, bo nie można wychodzić z sali na korytarz (mimo że każdy pacjent chory a personel zaszczepiony, WTF?), każdy wygląda jak ufoludek więc nie wiadomo czy przyszedł obiad czy obchód. Jedną z niewielu przyjemności było oczekiwanie na posiłek i zgadywanie co tym razem rzucili do pudła. A pojawiały się tam takie smaczki jak: schabowy, mielony, surowy seler naciowy, ser zółty, naleśniki i szynka wieprzowa z chlebem razowym. Dieta cud. Cud jak jelita to wytrzymają. Na szczęście poczciwy sąsiad z sali miał większą tolerancję żywieniową i często zamieniałem swoje "dietetyczne" dania z jego bardziej domowymi smakami. Śmiesznie było. Na szczęście zapas awokado dostarczony mi przez rodzinę ubarwiał nudne jak "Śmierć w Wenecji" śniadania i kolacje. Polecam. Śmiesznie było.
Kilka wniosków:
- nie bać się szpitali (no, może teraz trochę bo jeśli nie chorujesz na covida to pewnie nie jesteś chory i zdychaj na izbie przyjęć 20h - jak ja)
- nie bać się leków - sam czytałem więcej o skutkach ubocznych sterydów niż o ich działaniu i sam się nakręcałem, zupełnie niepotrzebnie bo postawiły mnie na nogi i to w moment
- zdrowie jest najważniejsze, bo bez zdrowia nie poradzimy sobie w życiu, po prostu - CU dowalilo przede wszystkim moją psychikę do tego stopnia, że cały dzień chciałem po prostu mieć spokój, nawet od żony, od małej córeczki, od pasji garażowej, od wszystkiego. Dzisiaj nadrabiam zaległości poświęcając się przede wszystkim rodzinie i widząc jak dużo mnie brakło
- cieszyć się tym co się ma i przestać zajmować się rzeczami, które w miarę możliwości można olać lub przełożyć, tak po prostu. Po wyjściu z objawów choroby wszystkie ciążące mi sprawy stały się jakieś takie małe... .przecież jestem zdrowy to co mnie tam jakieś mandaty czy zaległości pracy
Takie mam teraz podejście i nie zamierzam go zmieniać.
Życzę każdemu takiego powrotu do zdrowia i mam nadzieję, że sam utrzymam się w tym stanie jak najdłużej, lub nawet całe lata/ Będę o to dbał i Wy też dbajcie o siebie