Tak to niestety bywa - i to nie tylko w tej dziedzinie medycyny.
Miałam tego typy sytuacje, gdy byłam w ciąży.
Na szczęście mamy wszyscy dostęp do różnych wytycznych i publikacji, więc samemu można tak mniej więcej ocenić, która droga jest bardziej słuszna.
Ja bym na Twoim miejscu dalej brała azę, skoro (póki co) nie masz żadnych skutków ubocznych (poza tym GGTP, ale to nie musi być związane z azą), a przy tym nadal masz podwyższone OB, czyli jednak jest jakiś stan zapalny.
Tak btw to mąż oznacza jeszcze regularnie kalprotektynę, bo z tymi parametrami z krwi to różnie bywa.
Np. po szpitalu miał CRP i OB jako tako w normie, a kalpro nadal podwyższona - więc stąd wiedzieliśmy, że niestety wciąż jest stan zapalny - co oznaczało, że leki musi stosować nadal w dawkowaniu "zaostrzeniowym".
Niektórzy przyjmują azę latami, jeśli nie ma leukopenii czy innych poważniejszych działań niepożądanych.
Jest stosowana nie tylko w zaostrzeniu, ale również jako podtrzymanie remisji i - w pewnym sensie - jako chemoprewencja.
WBC miałeś w górnych granicach normy, więc leukopenia raczej Ci nie grozi - nic tylko się cieszyć.
Mężowi bardzo zależało, żeby aza się u niego sprawdziła, bo jego głównym "celem" w tej całej terapii CU jest uniknięcie - za wszelką cenę - sterydów ogólnoustrojowych (on intensywnie ćwiczy siłowo i ogólnie przywiązuje zdecydowanie zbyt dużą wagę do swojego wyglądu - więc taki katabolizm mięśniowy z utratą siły, jakieś chomiki, rozstępy, trądziki itp. byłyby dla niego mega ciężkie do przetrwania).
Całą resztę leczenia akceptuje w 100% - na jakąkolwiek immunosupresję czy leczenie biologiczne zgodzi się bez wahania.
Szkoda, że tak u nas wyszło z tą azatiopryną - chociaż w tej chwili się tym nie przejmujemy, bo jelitowo jest ok i mąż aktualnie nie potrzebuje silniejszych leków.
Gorzej będzie przy następnym zaostrzeniu - nawet nie chcę o tym myśleć.
My stosujemy "zasadę ograniczonego zaufania" - jak w ruchu drogowym
I to nie tylko odnośnie lekarzy, ale tak ogólnie w życiu.
Żaden, nawet najlepszy, lekarz Ci nie odpowie, czy dany lek na pewno zadziała, jak zadziała, kiedy zadziała, czy przypadkiem nie przyniesie więcej szkody niż pożytku - przecież nie jest jasnowidzem
To całe leczenie jest jak metoda prób i błędów - może pomoże, a może zaszkodzi, a może będzie bez zmian - wszystko wyjdzie dopiero "w praniu".
Wg mnie to porównanie jest absurdalne.
Jeśli ktoś nie ma wrzodów itp. w przewodzie pokarmowym albo uczulenia, to aspiryna jest bezpiecznym lekiem.
Mnóstwo osób bierze ją latami jako np. Acard i nie musi robić badań kontrolnych, morfologii itd. z powodu tej kuracji.
To już Pyralgina bardziej pasuje jako porównanie - w większości krajów została wycofana z powodu leukopenii właśnie, agranulocytozy oraz toksycznego działania na szpik kostny - skutki uboczne podobne do azy.