No fakt – żeby się leczyć trzeba mieć zdrowie
A tak bardziej poważnie - Gosiu to straszne o czym piszesz. O biegłych sądowych i całej tej sytuacji. Tym bardziej, że ja miałem odczucia dokładne odwrotne po moim poprzednim procesowaniu się z ZUS-em w Opolu. Mnie badała jedna pani doktor – internistka, bardzo dostojna, spokojna i kulturalna. Chyba znowu muszę pochwalić tutaj Opole, myślałem, że tak jest wszędzie. Ale za chwilę mogę się wkurzać tak samo jak Ty, bo właśnie czekam na wezwanie na badania u biegłych sądowych. Wychodzi na to, że to jest loteria, zależy na kogo się trafi, a tak nie powinno być.
Ale też nie koniecznie skutki całej tej sytuacji muszą być dla Ciebie niepomyślne. To, że lekarze nie mówią od razu o swoich wnioskach to jest normalne, może tak mają w przepisach, a może nie chcą wdawać się w dyskusje – u mnie też tak było.
Proponuję, poczekaj cierpliwie na wnioski tych mądrali w formie „Opinii biegłego sądowego”. Tam będzie musiało być jasno napisane, czy ich zdaniem jesteś zdolna do pracy czy nie, i na jakiej podstawie tak wnioskują. Jeżeli uważają, że byłaś żle leczona to też muszą o tym napisać.
Dziwię się, że biegli pozwolili sobie na krytykę dotychczasowego leczenia, bo oni nie są od tego. Oni mają jedyne zadanie – wypowiedzieć się od strony medycznej, czy w momencie badania jesteś całkowicie niezdolna do pracy czy nie, a nie zajmować się historią. To czy np. dwa lata temu byłaś leczona sulfą, czy imuranem to jest tak samo ważne jak zeszłoroczny śnieg
. Liczy się wyłącznie Twój stan obecny. To właśnie my, pacjenci, popełniamy w takich sytuacjach podstawowy błąd, kiedy zakładamy, że jeżeli zaniesiemy lekarzom całe tomy historii badań, to to zrobi duże wrażenie, a tymczasem wcale nie. Interesują ich przede wszystkim ostatnie badania i stan zdrowia w momencie badania. Ja się tutaj mądrzę, ale ja sam tak właśnie na początku myślałem
. Co innego gdybyś występowała o rentę, a wcale się nie leczyła, lub nie stosowała się do zaleceń lekarzy prowadzących. Wtedy mogli by to uznać za Twoje zaniedbanie, ale tak przecież nie jest. Jeżeli by to wziąć na logikę, to jeżeli zgłaszają pretensje do sposobu leczenia, to sami uznają, że Twój stan zdrowia jest poważny, skoro wymaga leczenia Imuranem, bo Imuranem nie leczy się przecież np. przeziębienia
. Gdyby takie były wnioski do sądu, to wyszłoby, że jesteś podwójnie poszkodowana – i przez los i przez niedouczonych lekarzy.
Co do sądu, to sędzia nie jest lekarzem. Dlatego wyrok wydaje na podstawie tego, co dostanie na piśmie od biegłych. Ty również musisz otrzymać taką opinię biegłego, razem z wezwaniem do sądu. Taką samą opinię otrzyma główny orzecznik oddziału ZUS, w którym składałaś wniosek. I wtedy, na ok. dwa tygodnie przed rozprawą, będziesz wiedzieć jak się dalej do tego ustawić. ZUS musi ustosunkować się do opinii biegłych i wysyła swoje „Pismo organu procesowego” do sądu, gdzie wypowiada się, czy zgadza się z biegłymi czy nie (kopię tego dostałem dopiero na rozprawie w sądzie). I tu moje mądrzenie się kończy, bo u mnie obie opinie były pomyślne : biegła sądowa – niezdolny do pracy, ZUS – tak, nie mieliśmy racji, pełna kapitulacja. Rozprawa trwała 15 min. Byłem tylko ja i sąd, z ZUS-u nikogo nie było. Pytanie sądu: czy składam nowe dowody. Odpowiedź: nie. Wyrok. Do widzenia.
Dalej to już na pewno pomoże Szaraja, jeżeli chodzi o prowadzenie rozprawy w sądzie.
A może nie będzie to konieczne. Może tylko te biedne, sorry biegłe
doktorki prezentowały koszmarnie zły styl, a opinię napiszą jak trzeba.
Czego życzy
Tomy
(straśnie oburzony
)