Przejdź do treści

Dajemy radę: Nic na siłę

Życie Olgi, która choruje na chorobę Leśniowskiego-Crohna pokazuje, że to co początkowo wydaje nam się porażką można przekuć w sukces, w sytuacjach kryzysowych warto zwrócić się o pomoc. I nie warto niczego robić na siłę.

Olga mieszka w Warszawie, ma dwadzieścia pięć lat i od dziewiątego roku życia zmaga się z chorobą Leśniowskiego-Crohna. – Biegunki, bóle brzucha, krew w stolcu. Nie jestem w stanie zliczyć pobytów w szpitalu. Mam ich na koncie pewnie około setki – mówi.

Nie sposób też policzyć trudnych sytuacji, jakie niosła ze sobą choroba. Rok nauczania indywidualnego w domu w podstawówce i tęsknota za rówieśnikami. Nieprzespane noce z powodu bólu brzucha. Dwumiesięczny pobyt na oddziale gastrologicznym w gimnazjum, który przełożył się na słabe oceny i utratę marzeń o wymarzonym prestiżowym liceum. – Chciałam iść do klasy językowej, a później na anglistykę. Kiedy dowiedziałam się, że nie dostałam się do ogólniaka, który wybrałam, wpadłam w histerię. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Wydawało mi się, że zawalił mi się świat – wspomina Olga.

Potem były jeszcze przezwiska koleżanek, docinki nauczycielki w liceum i obniżone poczucie wartości, gdy po kolejnej hospitalizacji wróciła do szkoły z twarzą zmienioną przez sterydy. Na szczęście atmosfera w klasie szybko się poprawiła, i okazało się, że… – Paradoksalnie to, że trafiłam do gorszego liceum wyszło mi na dobre – śmieje się Olga. – Stres jest moim najgorszym wrogiem. Kiedy się denerwuję, od razu nasilają się biegunki, pojawiają się bóle brzucha, a ucząc się w prestiżowym liceum czułabym presję wyników, co na pewno wpłynęłoby na moje zdrowie. Tutaj bez niepotrzebnych nerwów byłam jedną z najlepszych uczennic w klasie.

O wyborze jej drogi zawodowej zadecydował przypadek. I wizyty cioci, która studiowała kosmetologię. – Ciocia opowiadała co tam robi i pokazywała mi zdjęcia. Byłam zachwycona – mówi Olga. – Myślałam, że kosmetologia to głównie malowanie pazurków i makijaż, a zobaczyłam zabiegi i pielęgnację twarzy. Nie wiedziałam, że kosmetologia jest tak związana z medycyną. Stwierdziłam, że chcę to robić.

Po liceum nasza rozmówczyni poszła w ślady cioci. Na studiach nie było lekko, bo choroba co jakiś czas dawała znać o sobie. Olga obroniła jednak licencjat z kosmetologii i rozpoczęła pracę w niewielkim gabinecie. –  Podobało mi się, że to praca, która daje widoczne efekty i poprawia samopoczucie moich klientów, głównie pań z różnymi problemami skórnymi – wskazuje kosmetolożka.

W gabinecie zbierała doświadczenie przez rok. Potem przyszła pandemia, firma zaczęła mieć problemy i Olga musiała szukać nowej pracy. Została konsultantką w perfumerii. Dla dziewczyny z chorobą Crohna osiem godzin w sklepie na nogach było nie lada wyzwaniem. Propozycja pracy w nowym gabinecie wydała się dla niej szansą, która okazała się koszmarem. Menedżerka gabinetu stosowała mobbing.

– Przed pójściem do pracy płakałam. Wpadłam w depresję. Biegałam częściej do łazienki. Mówiłam, że to co się dzieje w firmie jest toksyczne i menedżerka nie przedłużyła mi umowy. Może straciłam pracę ale zyskałam normalność – opowiada Olga. – Zaczęłam chodzić do psychiatry. Gdy dostałam leki antydepresyjne, odczułam wewnętrzny spokój, objawy jelitowe ustąpiły.

Olga od blisko roku pracuje jako szkoleniowiec w firmie dystrybuującej kosmetyki. Przełożeni wiedzą o jej chorobie i są bardzo wspierający. Nasza rozmówczyni szkoli pracowników Spa i gabinetów kosmetycznych. Ma służbowy samochód, dużo podróżuje po Polsce. – To praca moich marzeń. Jeżdżę do cztero i pięciogwiazdkowych hoteli, nad morzem, w górach, na Mazurach. Kiedy nie wyjeżdżam pracuję w biurze, tłumaczę materiały szkoleniowe i zajmuję się dokumentacją.

Co najważniejsze, świetna atmosfera w firmie, życzliwość przełożonych i współpracowników przekłada się na wewnętrzny spokój Olgi i poprawę stanu zdrowia. A Olga planuje już kolejne etapy kariery. Wkrótce obroni pracę magisterską z kosmetologii. Jej firma się rozwija, więc ścieżka awansu stoi przed nią otworem. – Przy naszej chorobie decydując się na pracę trzeba mierzyć siły na zamiary – tłumaczy. – Zaostrzenia mogą wpłynąć na brak efektywności, przez co narażasz się na zwolnienie przez pracodawcę i nieustanny stres. Wiem, że już nigdy nie pójdę do pracy, która naraża mnie na mobbing i jest zagrożeniem dla mojego zdrowia psychicznego i fizycznego.

Milena Durasiewicz, psycholog zaprzyjaźniona z Towarzystwem „J-elita” zwraca uwagę, by osoby z NZJ podejmując decyzję o wyborze szkoły, uczelni lub pracy uwzględniały swój stan zdrowia i możliwości psychofizyczne. – Jeśli praca jest czynnikiem nasilającym objawy choroby, warto dokonać analizy zysków i strat – tłumaczy.

Natomiast w sytuacjach kryzysowych nie należy zwlekać, a tym bardziej wstydzić się zwrócić o pomoc psychiatry, który jest takim samym lekarzem jak internista czy gastrolog – zajmuje się tylko innym obszarem naszego zdrowia. – Dużo mówimy o dbaniu o zdrowie, ale zachęcam, by spojrzeć na nie z perspektywy holistycznej, dbać zarówno o ciało jak i o psychikę, ponieważ organizm człowieka jest siecią naczyń połączonych – wyjaśnia psycholog.

Jacek Hołub

Partnerem cyklu „Dajemy radę” jest firma Takeda

Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim!