Jasin Rammal-Rykała – dla bliskich Jasiek – ma dwadzieścia siedem lat, niemal dwa metry wzrostu i jest jednym z najbardziej obiecujących śpiewaków operowych młodego pokolenia. – Kiedy wchodzę na scenę przestaję być pacjentem z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego, jestem postacią, którą gram. A ona nie choruje – mówi.
Jasin Rammal-Rykała na scenie (fot. Krzysztof Bieliński)
Miłością do muzyki zaraziła go mama, grająca w zespole instrumentów dawnych Ars Nova. Ponieważ nie miała z kim zostawiać malucha, zabierała go ze sobą na próby i koncerty. W szkole muzycznej początkowo grał na gitarze, później przeniósł się na perkusję. Równocześnie śpiewał w chórze dziecięcym, działającym przy Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie.
– Po którymś razie to bieganie po scenie i śpiewanie tak mi się spodobało, że przyszedłem do mamy i powiedziałem, że chciałbym to robić w życiu – wspomina.
Jako solista zadebiutował na deskach Teatru Wielkiego Opery Narodowej w wieku jedenastu lat. Zaśpiewał sopranem chłopięcym partię „Małego Wozzecka”, syna głównych bohaterów w operze „Wozzeck” Albana Berga.
Problemy z dolegliwościami żołądkowymi i jelitowymi miał od zawsze, ale nigdy nie były uciążliwe. Na dobre dały znać o sobie gdy miał osiemnaście lat. Pierwsze objawy pojawiły się po wyjeździe do Afryki, więc początkowo lekarze podejrzewali, że zaraził się jakąś egzotyczną chorobą. Zanim poznał diagnozę – wrzodziejące zapalenie jelita grubego – z bólami brzucha i krwawą biegunką zmagał się przez dwa lata. O tym, co mu dolega, usłyszał na trzy dni przed „dorosłym” debiutem i premierą spektaklu w Warszawskiej Operze Kameralnej. – Nie załamałem się. Cieszyłem się, że w końcu wiem, co mi jest i co będziemy leczyć. Ale na początku było coraz gorzej. Kolejne leki nie pomagały. Jesienią 2015 roku wylądowałem na pododdziale leczenia nieswoistych chorób zapalnych jelit w szpitalu MSWiA w Warszawie – relacjonuje.
Było tak źle, że chciał się poddać kolektomii – usunięciu całego jelita grubego. Był wychudzony i wyczerpany. Do toalety biegał po piętnaście razy na dobę. Z jelita lała się krew.
Choroba i dwuletnie zaostrzenie odcisnęły piętno na życiu i rozwoju muzycznym młodego śpiewaka, w tym czasie już żaka Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. – Nie mogłem być standardowym studentem, który się uczy w ciągu dnia, a wieczorem spotyka się ze znajomymi. Krępowałem się chodzić na imprezy, bo bałem się, że stanie się coś, co będzie niezrozumiałe dla moich kolegów, a nie uśmiechała mi się perspektywa, że będą to wspominać do końca życia – opowiada.
Jasin nie wstydził się jednak swojej choroby. Mówił o niej kolegom z roku i profesorom, a potem innym artystom ze sceny. Podchodzili do jego sytuacji ze zrozumieniem, co bardzo mu pomagało. Nigdy jednak nie stosował wobec siebie taryfy ulgowej. Nie uważa się za niepełnosprawnego. Kiedy czuł się bardzo źle, zwalniał się z zajęć, odwoływał wszelkie spotkania i zostawał w domu. Śmieje się, że ma w głowie aplikację z ogólnodostępnymi warszawskimi toaletami. Z powodu choroby nigdy nie zawalił próby ani spektaklu, ale dwa razy był tak osłabiony, że koledzy musieli doprowadzić go na scenę. Garderobiane w teatrach przyzwyczaiły się do tego, że raz musiały poszerzać, raz zwężać jego kostiumy. Najgorsze było jednak to, że osłabienie i wahania masy ciała odbijały się na jego głosie.
– Straciłem przez to trzy lata mojego rozwoju. Teraz to nadrabiam – mówi.
Kiedy występuje, zapomina o dolegliwościach. – Tutaj przestaję być pacjentem z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego, jestem postacią, którą gram. A ona nie choruje – przekonuje.
Na początku przyjmował sterydy, później zakwalifikował się do programu leczenia biologicznego. Po teście na nietolerancję pokarmową wyeliminował z jadłospisu wszystko, co mu szkodzi. „Biologia” i dieta zaczęły przynosić efekty. Pod koniec 2017 roku wszedł w fazę pierwszej remisji. Latem tego samego roku spełniły się jego marzenia. Został adeptem prestiżowego Programu Kształcenia Młodych Talentów – Akademii Operowej w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie.
– To najlepsze, co mogło mi się przytrafić – cieszy się Rammal-Rykała. – Dzięki Akademii zadebiutowałem już jako dorosły w Operze Narodowej i dostałem szansę rozwijania się na scenie. Do dziś zaśpiewałem około czterdziestu spektakli w sześciu różnych produkcjach, a jeden z moich coachów zarekomendował mnie do teatru w Bazylei.
Oprócz śpiewania prowadzi i współtworzy wraz z Działem Marketingu Opery Narodowej kanał na YouTube „Operowym głosem”. Opowiada tam z przymrużeniem oka o tym, co dzieje się za kulisami i na scenie. Do choroby też ma dystans. Skomponował nawet piosenkę o… kolonoskopii.
Do Szwajcarii wyjechał we wrześniu 2021 roku. Jego bas-barytonu będą mogli posłuchać tamtejsi melomani w kilkudziesięciu spektaklach. Jasin ma nadzieje, że będzie to dla niego okno na świat. O swój stan zdrowia się nie martwi. Wie, jak dbać o siebie. Nauczył się kontrolować stan swojego organizmu. – Zawsze myślałem, że ta choroba jest po to, żebym twardo stąpał po ziemi i nie bujał w obłokach. Wiem, że powinienem wykorzystywać to, co mam w stu procentach, żebym później nie żałował, że czegoś nie zrobiłem – podsumowuje.
Jacek Hołub